Na pierwszy rzut oka nic o kryzysie nie świadczy. Szkolne, żółte autobusy zgodnie z rozkładem zabierają uczniów z przystanków i wypełnione po brzegi wiozą do szkoły. Nauczyciele przygotowują informacje o wymaganiach na pierwszy semestr. Rozsyłają wiadomości do rodziców o zasadach funkcjonowania placówki w nowym roku szkolnym. I to właśnie w tych mailach i ulotkach można odnaleźć jeden z problemów, o których zarządzający szkołami wiedzą i próbują się z nim uporać - nieobecności uczniów to zjawisko które w ostatnim czasie przybrało gigantyczne rozmiaru. Znikający uczniowie Z danych przedstawionych przez "The New York Times" wynika, że szkolne nieobecności eksplodowały w 10 najbardziej zaludnionych stanach USA. W zeszłym roku szkolnym od Kalifornii, przez Teksas, Nowy Jork, Pensylwanię, Florydę aż po Georgię niemal 30 proc. uczniów opuściło 10 proc. szkolnych dni. Taki poziom nieobecności kwalifikowany jest już jako chroniczny. Thomas S. Dee, ekonomista z Uniwersytetu Stanforda, przeanalizował uczniowskie nieobecności. Z jego badań jasno wynika, że gwałtowny wzrost nastąpił po covidzie, gdy szkoły z nauczania online powróciły do lekcji w klasach. To wtedy uczniowie zaczęli znikać. Według danych przytaczanych przez Dee po otwarciu szkół po pandemii liczba uczniów nieobecnych przez wiele dni podwoiła się i teraz wynosi aż 16 mln! Pedagodzy nie mają wątpliwości, że jednym z powodów tego zjawiska są problemy psychiczne dzieci i młodzieży, które nasiliły się w czasie lockdownu. O pomoc psychologiczną jest trudno. Dostanie się na bezpłatną terapię graniczy z cudem, a na prywatne wizyty u psychologa czy psychiatry stać niewielu. Szkoły próbują wdrażać nowe systemy komunikacji z rodzicami, tak aby ci jak najszybciej dowiedzieli się, że ich dziecko nie dotarło na lekcję. Placówki wysyłają rano SMS-y, a po południu opiekunowie wagarowiczów dostają telefon ze szkoły. Gdy uczeń systematycznie opuszcza zajęcia, rodzice mogą spodziewać się wizyty wychowawcy albo szkolnego pedagoga (ta zasada działa tylko w niektórych stanach). Jakiekolwiek kary są ostatecznością. Choć gdy nieobecności jest bardzo dużo, to rodzice w skrzynce na listy mogą znaleźć powiadomienie, że zajmie się sąd rodzinny. Znikający nauczyciele Puste szkolne ławki to tylko jedna strona medalu, druga to znikający nauczyciele. Szkoły publiczne w Stanach Zjednoczonych już od jakiegoś czasu borykają się z brakiem wyspecjalizowanej kadry. Pandemia ten problem pogłębiła. Rok temu, gdy zaczynał się rok szkolny, ponad 40 proc. placówek miało braki kadrowe. Najtrudniej znaleźć nauczycieli matematyki i nauk przyrodniczych. Nie brakuje dni, gdy nie udaje się nikogo znaleźć na zastępstwo. - Najczęściej wtedy siedzieliśmy w klasie i nic nie robiliśmy. Ktoś gadał, ktoś czytał, ktoś słuchał muzyki, a ktoś inny po prostu zasnął na ławce - mówi mi Andy, uczeń trzeciej klasy liceum w jednej ze szkół na przedmieściach amerykańskiej stolicy. Część nauczycieli nie wróciła do pracy po pandemii. - Myślę, że wielu bało się o swoje zdrowie, szczególnie dotyczyło to starszych nauczycieli - tłumaczy Allen Zollman, który uczył angielskiego i niedawno przeszedł na emeryturę. Allen od czasu do czasu wraca jednak do szkoły - bierze zastępstwa i mówi, że zapotrzebowanie na nauczycieli jest tak duże, że gdyby chciał, to pracowałby od rana do wieczora. Z raportu "Wzloty i upadki zawodu nauczyciela", przygotowanego przez Matthew A. Krafta i Melisse Arnold Lyon, wynika, że wśród absolwentów szkół wyższych zainteresowanie podjęciem zawodu nauczyciela jest najniższe od 50 lat. Znikające pieniądze, znikający prestiż Do zawodu nauczyciela nie przyciągają pieniądze. Z danych udostępnionych przez instytucje federalne wynika jasno, że biorąc pod uwagę inflację, nauczycielskie pensje od 1990 roku nawet nie drgnęły. Rozważający karierę nauczycielską często dochodzą do wniosku, że po zainwestowaniu dziesiątek tysięcy dolarów w studia kariera nauczyciela nie daje gwarancji, że ta inwestycja kiedykolwiek się zwróci i pozwoli chociażby na spłacenie kredytu na studia. Niektórzy nauczyciele po latach pracy w szkole właśnie ze względów finansowych decydują się na zmianę zawodu i zostają np. kierowcami tirów albo agentami nieruchomości. Nauczyciel średnio zarabia mniej niż dyplomowana pielęgniarka czy księgowy. Problemem jest także spadający prestiż zawodu. Obecnie - najniższy od pół wieku. Nie ma się więc co dziwić, że równie źle wyglądają dane dotyczące satysfakcji z pracy wśród pedagogów. Zaledwie 42 proc. (spadek z 81 proc. w ciągu ostatnich 15 lat) z nich uważa, że stres, jaki jest związany z ich pracą, rekompensuje zadowolenie z jej wykonywania. Takie wyniki badania nie dziwią Allena Zollmana, który w szkołach publicznych i prywatnych przepracował 40 lat. Jego zdaniem wielu nauczycieli jest już zmęczonych brakiem wsparcia ze strony szkoły w przypadku problemów z zachowaniem uczniów. - Jest w szkołach przyzwolenie na to, żeby ci, z którymi są problemy, przychodzili do klasy, nie pracowali i przeszkadzali innym. Kiedy nauczyciel prosi ochronę o wyprowadzenie takiego ucznia, to jest on z klasy usuwany... na kilka minut. Słyszałem, że na wielu dyrektorów szkół naciskają urzędnicy: im mniej zawieszania uczniów, tym lepiej wyglądają szkolne statystyki - dodaje Allen i podsumowuje, że coraz trudniej nauczycielom utrzymać porządek w klasie, bo inni uczniowie widzą, że mogą być bezkarni i problem tylko narasta. I tak w szkole zaczyna królować chaos. Znikające książki, znikające wyniki Do amerykańskich szkół publicznych z impetem wdarła się także polityka i wojny światopoglądowe. Gubernator Florydy Ron DeSantis, który walczy o bycie kandydatem Partii Republikańskiej na prezydenta, z dużym zapałem zabrał się za zmiany w szkołach w słonecznym stanie. W ubiegłym roku podpisał ustawę wprowadzającą nowe standardy nauczania o historii czarnoskórych Amerykanów i mniejszościach seksualnych. Książki, które nie mieszczą się w tych standardach, muszą być usuwane ze szkolonych bibliotek. Akcje z zakazanymi książkami nie są tylko specjalnością Florydy. W Utah w jednym ze szkolnych dystryktów przez kilka miesięcy w szkołach zakazana była Biblia. W czerwcu w głosowaniu członkowie dystryktu Davis zdecydowali o powrocie Biblii do szkolnych bibliotek. Polityczne awantury o to, jak i czego uczyć, tylko pogłębiają chaos w edukacji, zmęczenie nauczycieli i zagubienie uczniów. Jednym z efektów tych wszystkich nakładających się na siebie problemów jest drastyczny spadek wyników osiąganych przez uczniów. Z danych Narodowego Centrum Statystyk Edukacyjnych wynika, że rezultaty testów z matematyki i czytania wśród 13 latków rok temu były najgorszej od co najmniej 10 lat. Pesymiści twierdzą, że w wielu przedmiotach zupełnie zaprzepaszczony został postęp dokonany przez ostatnie 20 lat. Trudno się dziwić, że 55 proc. Amerykanów jest niezadowolonych z poziomu edukacji w szkołach państwowych. I nie zmieni tego fakt, że w Białym Domu od dwóch lat jest wielka orędowniczka edukacji publicznej. Pierwsza dama Jill Biden sama jest nauczycielką. Uczy angielskiego w Northern Virginia Community College.