W drugiej połowie roku do prowincji Ghazni Amerykanie skierują batalion piechoty. Jeszcze nigdy polski dowódca nie miał pod swoją komendą aż tylu żołnierzy USA. Razem z nimi do polskiego kontygentu trafi też nowy sprzęt taki jak pojazdy przeciwminowe i samoloty bezzałogowe. Wkrótce także nasz kontyngent zostanie powiększony - z 2,2 tys. do 2,6 tys. wojsk. To oznacza, że najpewniej już latem siły zachodniej koalicji w Ghazni, za której bezpieczeństwo odpowiadają od zeszłego roku Polacy, będą liczyły ok. 3,6 tys. żołnierzy. Zdaniem polskich dowódców to liczba, która wreszcie pozwoli kontrolować prowincję, przez którą przebiega kluczowa dla Afganistanu droga z Kabulu do Kandaharu. Polska nie była już w stanie posłać do Ghazni więcej wojsk - nie tylko z przyczyn finansowych, ale i braku żołnierzy z odpowiednim doświadczeniem. Podporządkowanie Amerykanów polskim dowódcom ma usprawnić działania sił koalicji i wykluczyć sytuację, w której w Ghazni działają dwa niezależne zgrupowania wojsk. Taka propozycja wyszła zresztą od wojskowych z USA, którzy wysoko cenią Polaków. Czwartkowa "Gazeta Wyborcza" napisała, że po amerykańskiej akcji w prowincji Ghazni, w styczniu, Afgańczycy oskarżyli Polaków o zabicie cywilów i spalili biało-czerwoną flagę, przekonani, że była to operacja naszych żołnierzy. Minister obrony Bogdan Klich ocenił, że incydent ze spaleniem polskiej flagi w Afganistanie, będący efektem błędnego przypisania naszym żołnierzom udziału w operacji, w której zginęli cywile, nie ma wpływu na bezpieczeństwo kontyngentu. - To zdarzenie miało miejsce przed dwoma miesiącami. (...) Przez dwa miesiące nie odnotowano wpływu incydentu na bezpieczeństwo żołnierzy. W ostatnim czasie obserwujemy znaczne zmniejszenie liczby ataków na polski kontyngent - mówił minister, komentując medialne doniesienia. - Podkreślam, że to nie polscy żołnierze są odpowiedzialni za to zdarzenie, bo w nim nie uczestniczyli. (...) W Afganistanie toczy się wojna informacyjna, trwa wojna w eterze - dodał szef MON. Przyznał, że w związku z wojną informacyjną wszelkie zdarzenia, które mogą być w sposób nieuzasadniony przypisywane polskim żołnierzom, wpływają na postrzeganie naszego kontyngentu przez lokalne społeczności i mogą utrudniać jego funkcjonowanie. Dlatego, jak podkreślił, sytuacja musi być precyzyjnie wyjaśniona. - Polscy dowódcy zareagowali zgodnie z wytycznymi - zwrócili uwagę zarówno władzom afgańskim, jak i dowództwu ISAF, że zdarzenie nie było konsekwencją polskich działań. Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie trwa, myślę, że zakończy się takim właśnie opisem odpowiedzialności - dodał.