Szef polskiej dyplomacji powiedział, że wezwanie ambasadora Tadeusza Pawlaka do kraju na konsultacje oznacza, że stosunki dwustronne "ulegają wychłodzeniu" i jest to znaczące obniżenie rangi stosunków Polski z Białorusią. - Ambasador nie wróci do Mińska do czasu rozwiązania sytuacji na Białorusi - zaznaczył minister. Rotfeld powiedział, że Polska uważa ostatnie działania władz białoruskich wobec polskiej mniejszości za sprzeczne z traktatem polsko-białoruskim. - Stosunki polsko-białoruskie znalazły się w bardzo poważnym kryzysie - ocenił minister. "Nie ma wojny polsko-białoruskiej" W rozmowie z INTERIA.PL szef polskiej dyplomacji powiedział, że Polsce nie zależy na pogarszaniu wzajemnych relacji z Białorusią. - Przeciwnie, uważamy, że potrzebujemy bardzo bliskich, dobrych i serdecznych stosunków z Białorusią, ale pod warunkiem, że będzie to państwo, które będzie przestrzegać prawa międzynarodowego - oświadczył. Dodał, że nie ma żadnej wojny polsko-białoruskiej. - Jeśli ktoś mówi o jakiejś wojnie, to jest wojna, którą wydaje prezydent Łukaszenko swojemu własnemu narodowi - powiedział. W podobnym tonie wypowiada się wydalony niedawno z Białorusi były radca polskiej ambasady w Mińsku, Marek Bućko. - W ogóle nie ma konfliktu między Polską a Białorusią, jest konflikt między Polską a dyktatorem Aleksandrem Łukaszenką, który w wyniku sfałszowanych wyborów uzurpuje sobie prawo do tytułu prezydenta Białorusi - powiedział nam Bućko. Uważa jednak, że wezwanie ambasadora do Warszawy to "najbardziej miękki z możliwych wariantów" i reakcja niewystarczająco stanowcza wobec tego, co dzieje się na Białorusi. UE strofuje Białoruś Polski MSZ zaapelował też dziś do Unii Europejskiej o podjęcie zdecydowanych działań mających na celu wsparcie Polski w obronie praw mniejszości narodowej na Białorusi. Mówiąc o potrzebie zainteresowania problemami na Białorusi Unii Europejskiej, Rotfeld podkreślił, że UE podejmuje przecież szereg uchwał dotyczących m.in. Sudanu i Zimbabwe. - Czas, aby sprawa Białorusi była traktowana na równi z tymi sprawami - powiedział. Pierwsza reakcja Brukseli już jest. - Komisja Europejska wzywa władze Białorusi do przestrzegania praw człowieka, w tym również praw mniejszości narodowych - powiedział dziś w Brukseli rzecznik komisarza ds. rozwoju i pomocy humanitarnej Louisa Michela, Amadeu Altafaj Tardio. - W kontekście wydarzeń polsko-białoruskich komisja jest bardzo zaniepokojona narastającymi na Białorusi represjami w stosunku do swoich obywateli - dodał rzecznik. Borys: oskarżają mnie o wszystko Tymczasem usunięta wczoraj ze stanowiska przez stare władze Związku Polaków demokratycznie wybrana szefowa ZPB, Andżelika Borys, była dziś rano w sumie przez trzy godziny przesłuchiwana - najpierw w wydziale śledczym milicji obwodu grodzieńskiego, a potem w tamtejszej prokuraturze. Po przesłuchaniu na milicji Borys powiedziała, że "oskarżano ją o wszystko". - O to, że jestem, o wszystko - mówiła znużonym głosem. Zastrzegła, że nie może ujawniać treści przesłuchania, potwierdzając tylko, że dotyczyło sytuacji wokół ZPB. Z kolei przesłuchanie Borys w prokuraturze miało związek z donosem, zarzucającym jej defraudację majątku związkowego. Donos miał złożyć jeden ze stronników starego, lojalnego wobec władz w Mińsku zarządu ZPB. Na razie nie wiadomo, czy przeciw Borys zostanie wszczęte śledztwo i czy zostaną jej postawione formalne zarzuty. "Rota" i różaniec przed siedzibą Związku Natomiast przed siedzibą Związku Polaków na Białorusi w Grodnie odbyła się przed południem pikieta przeciw postępowaniu białoruskich władz. Wiec, w którym uczestniczyło około 20-30 osób, zwołano po siłowym ataku ludzi reżimu Łukaszenki na działaczy ZPB. Podczas pikiety na miejscu byli milicjanci w cywilu i mundurach, ale nie interweniowali. Zebrane kobiety odśpiewały "Rotę" i odmówiły różaniec. Nie było żadnych transparentów czy okrzyków. Posłuchaj: W nocy milicja białoruska zwolniła po przesłuchaniu wszystkich Polaków, zatrzymanych kilka godzin wcześniej w siedzibie Związku. Borys powiedziała polskim dziennikarzom, że zatrzymani traktowani byli różnie, najczęściej źle. Ją samą milicjanci chcieli zrewidować, ale odstąpili od tego zamiaru, gdy zażądała sankcji prokuratorskiej. Dziś od Borys zażądano podania, by mogła wejść do siedziby ZPB i zabrać stamtąd swoje rzeczy. Do budynku nie wpuścił jej Kazimierz Znajdziński, jeden ze zwolenników starego zarządu ZPB. Wewnątrz budynku są też milicjanci, którzy nie wpuszczają do środka zwolenników Borys. Do siedziby Związku milicja pozwala wejść tylko stronnikom uznawanego przez władze białoruskie przewodniczącego, Tadeusza Kruczkowskiego. Do budynku weszli m.in. prawnik Edward Kałosza i członek zarządu Waldemar Krawcewicz. Tego ostatniego pikietujący przyjęli słowami: "Zdrajca!". Jak podało radio "Swaboda", przed południem w siedzibie Związku trwała inwentaryzacja i przejmowanie mienia ZPB. Wydarzenia w Grodnie to nie jedyna sankcja władz w Mińsku wobec Związku. Wczoraj sąd w Lidzie skazał trzech działaczy organizacji na kary od 10 do 15 dni aresztu. Dziś z kolei samolot z polską delegacją rządową, lecącą na uroczystości 5. rocznicy otwarcia cmentarza w Katyniu, nie otrzymał na czas zgody na przelot nad terytorium Białorusi i musiał lecieć nad Ukrainą.