Szef belgijskiego MSZ uznał, że ambasador nie może już dłużej pełnić swojej funkcji, bo zachował się niegrzecznie i niedyplomatycznie. Podczas spotkania we flamandzkiej izbie handlowej w Brazzaville z przedsiębiorcami i przedstawicielami Republiki Konga przemawiał wyłącznie po niderlandzku. Powinien był jednak mówić także po francusku, w drugim, oficjalnym języku urzędowym Belgii, zwłaszcza w Republice Konga, byłej francuskiej kolonii. Ambasador tłumaczył się później, że wśród zaproszonych gości były wyłącznie osoby niderlandzkojęzyczne, albo dwujęzyczni frankofoni. Takie zachowanie wywołało jednak oburzenie władz w Brazzaville i belgijski ambasador został uznany za persona non grata. Zawrzało też w Belgii, bo odwołanie ambasadora przez ministra spraw zagranicznych skrytykowali flamandzcy nacjonaliści doszukując się dyskryminacji ze względu na język i zarzucając upolitycznienie belgijskiej dyplomacji.