Do tragedii doszło we wtorek wieczorem w hotelu Grand Floridian. Położony jest on przy niedużym jeziorze Seven Seas Lagoon. Dwuletni chłopiec bawił się w płytkiej wodzie. Rodzice z dwójką innych swoich dzieci siedzieli na plaży. W pewnym momencie do chłopca podpłynął dwumetrowy aligator, chwycił go w paszczę i zaczął wciągać pod wodę. Ojciec rzucił się na ratunek, ale nie był w stanie wydobyć dziecka. Poszukiwania chłopca prowadzi ponad 50 policjantów, dwa oddziały ratowników wodnych i tropiciel aligatorów. W akcji ratunkowej biorą udział helikoptery. W pogotowiu są nurkowie. Jak dotąd wytropiono cztery aligatory, ale na ślad dziecka nie natrafiono. W miejscu, w którym doszło do ataku aligatora, stały znaki z zakazem pływania. Nie było jednak zakazu wchodzenia do wody. Jako środek ostrożności szefowie Disneya postanowili zamknąć wszystkie plaże w swoich ośrodkach na Florydzie. Rzeczniczka koncernu Jacquee Wahaler oświadczyła, że wszyscy pracownicy ośrodka są wstrząśnięci tragedią i że firma robi wszystko, aby pomóc rodzinie chłopca.