Po raz drugi w ciągu kilku dni siły reżimowe odbiły z rąk opozycji przechodzący z rąk do rąk obóz uchodźców palestyńskich na północnej granicy miasta. Syryjskie helikoptery rządowe zrzucały na miasto tzw. bomby beczkowe; wypełnione trotylem, paliwem i odłamkami dziesiątkują one ludność i wywołują niemożliwe do ugaszenia pożary. Podczas gdy rządowe śmigłowce atakowały głównie dzielnicę Al-Misir, niezidentyfikowane myśliwce bombardujące dokonywały nalotów na dzielnicę Kadi Askar. Obie znajdują się we wschodniej części Aleppo. Armia rządowa ostrzeliwała z krótkimi przerwami osiedla, które leżą na południe od miasta. Jak wynika z komunikatów Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, wokół dzielnic Aleppo pozostających jeszcze w rękach rebeliantów, z każdą godziną zacieśnia się pierścień oblężenia. Tymczasem według Moskwy stroną, która inicjuje ataki, jest syryjska opozycja używająca ludzkich tarcz. "Winne dramatycznej sytuacji w Aleppo są USA" Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa oświadczyła w czwartek: "Co dzień notuje się w Aleppo dziesiątki przypadków ostrzelania przez terrorystów dzielnic mieszkalnych Aleppo". Według niej milicje syryjskie "blokują wszystkie możliwe drogi wyjścia ze wschodniego Aleppo, aby uniemożliwić ludności opuszczenie miasta korytarzami humanitarnymi". Rzecznik rosyjskiego Ministerstwa Obrony Igor Konaszenkow wskazuje jako winne dramatycznej sytuacji w Aleppo bezpośrednio Stany Zjednoczone. Według rzecznika USA kierują w Syrii "międzynarodówką terrorystyczną, która próbuje uchodzić za opozycję walczącą z reżimem Baszara el-Asada". Sekretarz stanu USA John Kerry ostrzegł w czwartek Moskwę, że zawiesi współpracę rosyjsko-amerykańską w sprawie Syrii, jeśli Moskwa nie podejmie "natychmiastowych działań", aby położyć kres ofensywie w Aleppo. Stany Zjednoczone wykazują w swych oświadczeniach, że Rosja jest odpowiedzialna za obecną ofensywę wojskową w Aleppo, która powoduje olbrzymią liczbę ofiar wśród ludności.