- Moja wersja polega na tym, że zrobili to funkcjonariusze albo FSB (Federalnej Służby Bezpieczeństwa - red.), albo SWR (Służby Wywiadu Zagranicznego - red.), na polecenie, co jest oczywiste, niewątpliwe, Putina - powiedział Nawalny. W dwugodzinnej rozmowie przed kamerą z popularnym dziennikarzem internetowym Jurijem Dudziem Nawalny opowiedział o wydarzeniach przed nagłym załamaniem się stanu jego zdrowia 20 sierpnia. Mówił o reakcji swej rodziny i o spotkaniu w szpitalu w Berlinie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. W programie uczestniczyła też jego żona - Julia. Nawalny powiedział, że "nikt nie wie", w jaki sposób poddany został działaniu trucizny. Wyraził przypuszczenie, że w hotelu w Tomsku dotknął czegoś, na czym znajdował się ten środek. Jak wskazał, między opuszczeniem hotelu a momentem, gdy źle się poczuł na pokładzie samolotu, minęły 3-4 godziny. Jego zdaniem, gdyby trucizna znajdowała się w jedzeniu lub napoju, działanie byłoby szybsze. Nawalny podkreślił, że bojowy środek trujący jest "supertajny", jego posiadanie i przechowywanie w jakichkolwiek ilościach jest zakazane. - Jeden z problemów dla Putina polega teraz nawet nie na pytaniu, czy to on kazał mnie otruć, czy też nie on, a na tym, że dowiedziony został fakt, iż w Rosji ktoś uzyskał Nowiczok i go użył. Samo w sobie jest to naruszeniem konwencji o zakazie broni chemicznej - powiedział opozycjonista. Nawalny opisał też swoje uczucia, gdy poczuł się źle: nie czując bólu, miał silne odczucie, że umiera i wkrótce nastąpi śmierć. Rosyjski opozycjonista nie określił dokładnie, kiedy zamierza wrócić z Niemiec do Rosji, ale wykluczył sytuację, że nie będzie mógł wrócić do kraju. Dopuścił, że spędzi w Niemczech około dwóch miesięcy. Nagranie wywiadu ukazało się na kanale Dudzia na YouTube.