"Tak jak obiecał, prezydent nie zamierzał nigdzie uciekać z Pałacu Niepodległości, gdzie przebywa ze swoimi dziećmi" - oświadczyła Ejsmant. Jej wypowiedź opublikował prowadzony przez służbę prasową kanał Puł Pierwogo w komunikatorze Telegram. Wcześniej opublikowano tam nagranie, na którym prezydent ubrany w kamizelkę kuloodporną i trzymając w dłoni automat (bez magazynku) wysiada ze śmigłowca. Na innym filmie wychodzi przed Pałac Niepodległości, gdzie w poprzek ulicy ustawili się funkcjonariusze OMON i pojazdy wojskowe Rubież ze specjalnymi rozkładanymi osłonami, służące do rozpędzania demonstracji. "Poradzimy sobie z nimi! Jesteście zuchami!" - mówił prezydent do funkcjonariuszy. Według Ejsmant "uczestnikom mitingu, którzy zamierzali dokonać swego rodzaju szturmu na pałac, nie starczyło odwagi". "Szybko się odwrócili i pobiegli w przeciwnym kierunku" - oświadczyła. W istocie uczestnicy demonstracji podeszli i około godziny stali naprzeciwko funkcjonariuszy. Potem się rozeszli. Ejsmant potwierdziła, że Łukaszence towarzyszył jego 15-letni syn Mikałaj. Na zdjęciach widać go w kamuflażu i trzymającego w ręku karabin maszynowy. Według szacunków niezależnych mediów w mitingu i marszu w niedzielę mogło uczestniczyć nawet 200 tys. ludzi.