Zgodę na to, by Alaksandr Łukaszenka został objęty sankcjami, dali kilka tygodni temu ministrowie spraw zagranicznych 27 krajów, a w środę unijni ambasadorowie zatwierdzili listę, która właśnie została opublikowana w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej. Początkowo nie było jednomyślności w UE co do wpisania na "czarną listę" Łukaszenki. Kraje skandynawskie uważały, że trzeba stawiać na dialog. Jednak w związku z brakiem woli do negocjacji ze strony reżimu w Mińsku i kontynuowanymi brutalnymi represjami zapadła decyzja, by i Łukaszenka został objęty sankcjami. "Jako prezydent Białorusi, któremu podlegają organy państwa, jest odpowiedzialny za brutalne represje dokonywane przez aparat państwowy przed wyborami prezydenckimi w 2020 r. i po nich, w szczególności za odrzucenie kluczowych kandydatów opozycji, arbitralne aresztowania oraz brutalne traktowanie pokojowych demonstrantów, a także za zastraszanie dziennikarzy i stosowanie wobec nich przemocy" - czytamy w uzasadnieniu. UE nałożyła też restrykcje na syna Łukaszenki, który jest doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego i odpowiada za kampanię represji po sierpniowych wyborach prezydenckich. Na "czarnej liście" znalazł się również m.in. szef administracji Łukaszenki, któremu UE zarzuca wspieranie reżimu w kampanii zastraszania po wyborach, a także szef KGB.