Alaksandr Łukaszenka zadeklarował w poniedziałek, że migranci mogą zostać odesłani do domów, jeżeli dobrowolnie się zgłoszą. Uważa jednak, że wśród osób, które przybyły na Białoruś, nie ma chęci powrotu. - Nie mają dokąd wracać. Nie mają tam gdzie mieszkać i rozumieją, że nie mają czym nakarmić swoich dzieci - mówił cytowany przez państwową agencję informacyjną BiełTA.Jak podkreślił, Białoruś nie chce konfliktu na granicy. - Polska potrzebuje dziś tego konfliktu. Nie chcemy żadnego konfliktu na naszej granicy państwowej. To jest dla nas całkowicie niekorzystne - dodał Łukaszenka.ZOBACZ: Migrant w Radiu Swoboda: Służby planują poniedziałkowy szturm na granicę Wiceszef MSWiA: Stanowisko Polski się nie zmieni - Należy ostrożnie podchodzić do tego typu deklaracji - przyznał w rozmowie z Interią wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernaker, pytany o deklaracje Łukaszenki dot. migrantów. - Bez względu na informacje, które pojawiają się ze strony białoruskiej, stanowisko Polski się nie zmieni. Będziemy tak jak dotąd twardo bronić naszej granicy - podkreślił. Sytuacja na granicy Od wiosny gwałtownie wzrosła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską przez migrantów z krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i innych regionów. UE i państwa członkowskie podkreślają, że to efekt celowych działań reżimu Alaksandra Łukaszenki, który instrumentalnie wykorzystuje migrantów, w odpowiedzi na sankcje. Od 2 września, w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. Ma to związek z presją migracyjną ze strony Białorusi, która według UE prowadzi wojnę hybrydową, używając do tego migrantów. Od ubiegłego tygodnia tysiące migrantów - głównie z Bliskiego Wschodu i Afganistanu - koczuje przy granicy polsko-białoruskiej. Dochodzi do prób sforsowania granicy i nielegalnego przedostawania się na teren RP.