Przedstawiciel jemeńskich sił bezpieczeństwa poinformował w poniedziałek, że znaleziono ciała 9 porwanych w Jemenie cudzoziemców, w tym trojga dzieci. Cudzoziemcy - niemieckie małżeństwo, troje ich dzieci, 2 Niemki, brytyjski inżynier i nauczycielka z Korei Południowej - zaginęli w zeszłym tygodniu podczas pikniku w niespokojnej prowincji Saada na północy Jemenu. Jemeńskie MSZ potwierdziło potem śmierć trojga zakładników - dwojga Niemców i obywatelki Korei Południowej. Przedstawiciel władz lokalnych powiedział natomiast, że zabito siedmioro dorosłych i jedno dziecko, a dwoje dzieci żyje. "Niemieckie służby bezpieczeństwa" uważają, że wszyscy zakładnicy zostali zabici, a "brutalność" porywaczy świadczy o tym, iż pochodzili oni z Al-Kaidy - pisze "Sueddeutsche Zeitung". "Niemcy są szczególnie narażeni na ataki Al-Kaidy.(...) Powinniśmy spodziewać się kolejnych ofiar śmiertelnych" - powiedział dziennikowi wysoki rangą ekspert. W niedzielę jemeńskie ministerstwo obrony poinformowało, że zakładnicy zostali porwani przez szyickich rebeliantów. Wszyscy byli zatrudnieni w szpitalu w Sanie. Jemen, jeden z najuboższych krajów arabskich na świecie, wciąż boryka się z rebeliantami na północy kraju, ruchem secesyjnym na południu oraz wzmożoną działalnością Al-Kaidy. Rebelia w prowincji Saada, uspokojona przed dwoma laty kruchym porozumieniem z rządem, rozpoczęła się w czerwcu 2004 roku z inicjatywy szejka Badra Edina al-Hutiego, oskarżanego przez władze o zdradę interesów narodowych, atakowanie siedzib administracji i sił bezpieczeństwa, tworzenie nielegalnych grup zbrojnych, wzniecanie nastrojów antyamerykańskich i wzywanie obywateli do niepłacenia podatków. Al-Huti zginął z rąk jemeńskiej armii we wrześniu 2004 roku. Na czele rebelii stanął wtedy jego syn Abdul Malik al-Huti. Władze Jemenu oskarżały też szyickich rebeliantów o zamiar wprowadzenia reżimu islamskiego z duchownymi na czele państwa. W czerwcu 2007 roku doszło do zawieszenia broni między rządem a rebeliantami i obecnie do aktów przemocy dochodzi sporadycznie.