Premier Libanu Fuad Siniora zdystansował się od ataku fundamentalistów z Hezbollahu na Izrael i porwania izraelskich żołnierzy. Tymczasem w Jerozolimie gabinet Ehuda Olmerta zebrał się wieczorem, by rozważyć zalecane przez wojsko i radę bezpieczeństwa represje wobec Libanu - poinformował przedstawiciel izraelskiej administracji. W ramach odwetu za uprowadzenie lotnictwo Izraela w ciągu kilku godzin zbombardowało około 30 celów na terytorium Libanu. Jednocześnie władze w Jerozolimie potwierdziły śmierć siedmiu żołnierzy, którzy zginęli rano w starciach na izraelsko-libańskim pograniczu. W Tyrze (Surze), na południu Libanu, zginęło dwóch cywilów, a pięciu zostało rannych. Miasto zostało praktycznie odcięte od świata - zniszczono znajdujące się wokół mosty. W trwającej ofensywie mającej na celu uwolnienie porwanych żołnierzy Izrael chce wyprzeć partyzantów Hezbollahu z kontrolowanej przez nich południowej części Libanu - oświadczył szef północnego dowództwa wojsk izraelskich, generał Udi Adam. Trwa pościg za porywaczami. Uprowadzenie izraelskich żołnierzy potępiły USA, UE, Rosja oraz ONZ i zażądały ich uwolnienia. Przebywający w Niemczech rzecznik Białego Domu Frederick Jones na kilka godzin przed przybyciem do tego kraju amerykańskiego prezydenta George'a W. Busha podkreślił, że USA domagają się bezwarunkowego zwolnienia porwanych żołnierzy. Uprowadzenie nazwał "niesprowokowanym aktem terroru", mającym na celu zaostrzenie napięć na Bliskim Wschodzie. - Uważamy też, że Syria i Iran, które bezpośrednio wspierają Hezbollah, są odpowiedzialne za ten atak i wynikającą z niego przemoc - zaznaczył Jones. Akcję odwetową Izraela zdecydowanie potępił sekretarz generalny ONZ Kofi Annan. Natomiast szefowa amerykańskiej dyplomacji Condoleezza Rice podkreśliła, że działania Hezbollahu destabilizują sytuację w Bliskim Wschodzie. Przywódca Hezbollahu szejk Hasan Nasrallah oświadczył, że celem porwania było wymuszenie wymiany ich na więźniów w Izraelu. - To, co dziś zrobiliśmy (...), to jedyna realna droga do wypuszczenia osób przetrzymywanych w izraelskich więzieniach - powiedział podczas konferencji prasowej w Bejrucie. Podkreślił, że atak Izraela na Liban nie doprowadzi do uwolnienia żołnierzy, a "jednym środkiem są bezpośrednie negocjacje, a zatem wymiana". Zaznaczył ponadto, iż poranny atak na pograniczu Izraela nie miał żadnego związku z trwającą od 28 czerwca izraelską operacją w Strefie Gazy. Według niego, Hezbollah już dawno temu podjął decyzję o uprowadzeniu. Izrael rozpoczął operację wojskową w Strefie Gazy przed dwoma tygodniami, w reakcji na pojmanie przez Palestyńczyków 19-letniego kaprala Gilada Szalita. Ofensywa została następnie rozszerzona - jej celem jest również zapobieżenie palestyńskim atakom rakietowym na terytorium izraelskie. Piechota wspierana przez wozy pancerne wkroczyła w nocy do środkowej części Strefy Gazy. Według tamtejszych mieszkańców, w najnowszej fazie działań, mających na celu uwolnienie żołnierza prowadzone są poszukiwania na wschód od miasta Deir el-Balah. Według palestyńskich źródeł medycznych pięć osób zginęło w nalocie izraelskiego lotnictwa na tę miejscowość. Z kolei AFP poinformowała, że w środę w wyniku izraelskich ataków w Strefie Gazy zginęło w sumie 23 Palestyńczyków. Źródła palestyńskie poinformowały ponadto, że izraelskie czołgi rozpoczęły przemieszczanie się na południe, prawdopodobnie do miejscowości Chan Junis.