Akt oskarżenia dotyczy okresu, gdy Wulff był premierem kraju związkowego Dolna Saksonia, i związany jest z jego kontaktami z producentem filmowym Davidem Groenewoldem. Jak twierdzi prokuratura, Groenewold częściowo pokrył koszty pobytu Wulffa i jego żony na święcie piwa (Oktoberfest) w Monachium w 2008 roku. W ten sposób producent filmowy chciał skłonić polityka do poparcia jego projektu filmowego. Po powrocie ze stolicy Bawarii Wulff rzeczywiście wysłał list do szefa koncernu Siemens Petera Loeschera z prośbą o wsparcie finansowe filmu. Wartość zakwestionowanych przez prokuraturę świadczeń wynosi 770 euro. - Uważamy, że pisząc ten list Wulff zdawał sobie sprawę i akceptował, iż jego zaproszenie do Monachium miało na celu zmotywowanie go do napisania tego listu - powiedział prokurator Hans-Juergen Lendeckel. Według agencji dpa nie jest jeszcze przesądzone, czy proces rzeczywiście rozpocznie się, gdyż sąd w Hanowerze musi najpierw rozstrzygnąć, czy przyjmie sprawę do rozpatrzenia. Rzecznik sądu powiedział, że sprawdzenie, która izba jest właściwa, może potrwać kilka miesięcy. "Góra urodziła mysz" - można było przeczytać w niemieckich gazetach o efektach prokuratorskiego śledztwa. Komentatorzy zastrzegają jednak, że choć z afery, która doprowadziła do dymisji prezydenta pozostały tylko szczątkowe zarzuty, to jego rezygnacja była słuszna. Wulff pogrążył się sam, nieumiejętnie obchodząc się z własnymi błędami z politycznej przeszłości - czytamy na stronach tygodnika "Der Spiegel". Byłby to pierwszy w historii Republiki Federalnej Niemiec przypadek postawienia przed sądem osoby, która sprawowała najwyższy urząd w państwie. Wulff odrzucił we wtorek ofertę prokuratury, która zaproponowała zawieszenie postępowania w zamian za grzywnę w wysokości 20 tys. euro. Wulff nie zgodził się na propozycję, oznaczającą akceptację odpowiedzialności prawnej. - W procesie Wulff udowodni swoją niewinność - powiedział adwokat byłego prezydenta Bernd Muessig. Wulff od początku twierdził, że postępował zawsze zgodnie z prawem, chociaż przyznawał, że popełnił błędy. Taką wpadką był telefon Wulffa do redakcji gazety "Bild" w celu wstrzymania publikację materiału na jego temat. Polityk CDU objął najwyższy urząd w państwie niemieckim w lipcu 2010 roku. W lutym 2012 roku podał się do dymisji, po tym jak hanowerska prokuratura wystąpiła do Bundestagu z wnioskiem o uchylenie mu immunitetu w związku z podejrzeniem o przyjmowanie korzyści majątkowych. Na długo przed tą decyzją niemieckie media rozpisywały się o relacjach Wulffa z zamożnymi biznesmenami, od których pożyczał pieniądze na korzystnych warunkach i dawał się zapraszać na wakacje. Prokuratura przesłuchała ponad 100 świadków, badając skrupulatnie wszystkie wątki, jednak większość podnoszonych przez media zarzutów okazała się nieuzasadniona.