- Myślę, że okres przejściowy potrwa do roku. Potem będziemy już mogli w pełni uczestniczyć we wszystkich procesach i korzystać z ulg Federacji Rosyjskiej - oświadczył Aksjonow. Pytany o możliwość "abchaskiego wariantu" na Krymie oznajmił: - Nie, nie będziemy niepodlegli. Uważamy obecnie - ja osobiście uważam - że Krym powinien wejść w skład Rosji jako podmiot Federacji Rosyjskiej. Abchazja jest obok Osetii Południowej jedną z dwóch separatystycznych republik, o które Gruzja i Rosja stoczyły wojnę w sierpniu 2008 r. Rosja uznała obie republiki za niepodległe państwa, a kontrolę przejęli w nich popierani przez Moskwę separatyści. Niepodległość Abchazji jest obecnie uznawana tylko przez kilka państw na świecie - oprócz Rosji są to Wenezuela, Nikaragua i dwa wyspiarskie państewka na Oceanie Spokojnym. Aksjonow odrzucił również możliwość dialogu władz krymskich z władzami w Kijowie, dopóki nie zostaną przeprowadzone wybory prezydenckie na Ukrainie. - Nie omawiamy z Kijowem kwestii oddzielenia się. A jeśli coś będziemy omawiać, to tylko z ponownie wybranym rządem lub prezydentem" - oświadczył. Dodał, że ewentualne rozmowy odbywać się będą po "postawieniu wszystkich kropek nad i w referendum", a Krym brałby w nich udział "już w innym charakterze". Aksjonowa pytano także, jak może uważać referendum za legalne, jeśli 12 proc. ludności, czyli Tatarzy krymscy, zamierza je bojkotować. Premier odparł na to, że do bojkotu wzywał jedynie Medżlis (parlament) Tatarów krymskich, którego nie sposób uważać za przedstawiciela całej tej grupy ludności. Tatarską ludność Krymu władze radzieckie deportowały w 1944 roku pod pretekstem jej współpracy z III Rzeszą. Tatarom pozwolono wrócić na Krym dopiero w połowie lat 80. W efekcie tych wydarzeń dziś duża część społeczności tatarskiej jest negatywnie nastawiona do władz w Moskwie i możliwości włączenia autonomii krymskiej do Rosji.