W niespełna dwa tygodnie po porażce jego zwolenników w wyborach parlamentarnych Ahmadineżad stał się pierwszym prezydentem od czasu rewolucji islamskiej w roku 1979 wezwanym przed oblicze parlamentu, który, jak pisze Reuters, może zagrozić prezydentowi nawet impeachmentem. Ugrupowania w parlamencie, które są całkowicie lojalne wobec najwyższego przywódcy duchowo-politycznego, ajatollaha Alego Chameneia, próbowały od miesięcy wezwać prezydenta, któremu zarzucają podważanie władzy najwyższej. Pokrzepione zwycięstwem nad zwolennikami Ahmadineżada podczas niedawnych wyborów parlamentarnych, mogły w końcu postawić mu pytania dotyczące będącej niemal w stanie stagnacji gospodarki, wysokiej inflacji i obaw o lojalność wobec Chameneia. Ahmadineżad zbagatelizował, jak pisze Reuters, historyczne znaczenie wezwania go do stawienia się w parlamencie, podkreślając, że ma on do tego prawo. - Byłem gotów odpowiedzieć na pytania przed wyborami, lecz pomyślałem, że może to wpłynąć na wyniki wyborów i wówczas mnie się o to oskarży. Mnie najłatwiej oskarżyć - powiedział Ahmadineżad, który sesję pytań porównał do szkolnego testu, przy czym nietrudnego. Powiedział, że autorzy "tego quizu" to osoby, które otrzymały tytuł magistra dzięki naciskaniu guzika, i że gdyby skonsultowano się z nim, to przygotowano by lepsze pytania. Wielu deputowanych zirytował występ Ahmadineżada. Ich zdaniem prezydent obraził parlament, zamiast "grzecznie odpowiadać na pytania". Niektórzy uważają, że "prezydent nie szanuje izby, a jego prześmiewczy sposób odpowiadania na pytania pokazuje, że nie traktuje poważnie swej pracy". Pytań na temat programu nuklearnego Iranu nie zadawano. Wstępne wyniki wyborów wskazują, że nowy parlament będzie nadal zdominowany przez deputowanych skupionych wokół przewodniczącego parlamentu Alego Laridżaniego, blisko związanego z ajatollahem Chameneiem.