Obaj prezydenci wystąpili na konferencji prasowej, zorganizowanej na zakończenie dwudniowej wizyty Chaveza w Teheranie. Zwracali się do siebie per "bracie". Ahmadineżad podkreślał, że Wenezuela i Iran są częścią "rewolucyjnego frontu", rozciągającego się od Ameryki Łacińskiej po Azję Wschodnią. - Wiemy, że "oni" nigdy nie zdołają powściągnąć rewolucji islamskiej. (...) Zawsze będziemy stać razem, nie tylko stawimy opór, ale także będziemy stać obok siebie jako zwycięzcy - powiedział swemu gospodarzowi Chavez. - Wrogowie naszych krajów odejdą pewnego dnia. Taka jest obietnica Boga i z pewnością zostanie spełniona - mówił Ahmadineżad. Reuters pisze, że wypowiedź ta zostanie zapewne odczytana jako groźba przez Izrael; irański prezydent wielokrotnie zapowiadał, że państwo żydowskie przestanie istnieć. Prezydent Wenezueli poinformował, że podpisał w Teheranie kilka nowych porozumień, mających na celu intensyfikację współpracy przemysłowej między obu krajami. Idąc za przykładem Teheranu Chavez, przed przybyciem do Iranu, porozumiał się z Rosją w sprawie pomocy przy budowie pierwszej wenezuelskiej elektrowni atomowej, co - jak pisze Reuters - "nie spodobało się niektórym ludziom w Waszyngtonie". Iran ma nadzieję, że jego elektrownia atomowa, zbudowana przez Rosjan, zacznie dostarczać energię elektryczną na początku przyszłego roku. Reuters odnotowuje, że Chavez przybył do Teheranu tydzień po tym, gdy Ahmadineżada serdecznie witano w Libanie. Zdaniem agencji, oba te wydarzenia dyplomatyczne miały m.in. pokazać Waszyngtonowi, że Iran wciąż ma na świecie przyjaciół, gotowych przeciwstawić się interesom USA.