W tym roku z okazji święta narodowego Francji, upamiętniającego zburzenie Bastylii w 1789 roku, Pałac Elizejski postanowił uhonorować szczególnie państwa afrykańskie - byłe francuskie kolonie, które obchodzą obecnie 50-lecie niepodległości. W intencji prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego ma to przypomnieć o długu Francji wobec państw, których "synowie przelali krew dla jej wyzwolenia" podczas drugiej wojny światowej. Po pokazach lotniczych w wykonaniu słynnej elitarnej formacji - Patrolu Francji, przemarsz paryską aleją otworzyli, wyróżniający się fantazyjnymi strojami, żołnierze wojsk 13 państw afrykańskich w kolejności alfabetycznej - od Beninu przez Kamerun i Kongo aż do Togo. Za żołnierzami Czarnego Lądu na Polach Elizejskich pojawiły się francuskie formacje sił lądowych, morskich i powietrznych. Pochód zamknęły wojska zmotoryzowane i pokaz śmigłowców. Z trybuny honorowej przy placu Concorde paradzie wojskowej przyglądali się - obok prezydenta Sarkozy'ego z małżonką Carlą Bruni - zaproszeni przywódcy krajów afrykańskich. Mimo rzęsistego deszczu defiladę obserwowały, jak co roku, tłumy ludzi zgromadzone wzdłuż paryskiej alei. Tegoroczna defilada 14 lipca wzbudziła jeszcze przed swoim rozpoczęciem rozmaite kontrowersje, m.in. zarzuty, że specjalne uczczenie byłych kolonii afrykańskich jest wyrazem "nostalgii kolonialnej" Francji. Sarkozy odpierał te ataki, mówiąc, że obecna parada ma ukazać "siłę więzi" łączących Francję z jej byłymi koloniami. Przy tej okazji szef państwa obiecał, że zrówna wysokość rent wojskowych wszystkich francuskich kombatantów, niezależnie od ich obywatelstwa. Organizacje obrońców prawa człowieka demonstrowały we wtorek wieczorem w Paryżu, by zaprotestować przeciw zaproszeniu na święto 14 lipca przywódców państw afrykańskich, wśród których, zdaniem manifestantów, są "przestępcy" i "dyktatorzy". Pałac Elizejski odpierał stanowczo te zarzuty, twierdząc, że wśród zaproszonych nie ma osób, którym grożą wyroki za przestępstwa.