Afryka Zachodnia może lada dzień stanąć w ogniu. Wojskowy zamach stanu, który miał miejsce w końcówce lipca, nie tylko zdestabilizował jedno z największych państw regionu, ale postawił na równe nogi cały zachód kontynentu. Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) rozważa interwencję zbrojną w Nigrze w celu przywrócenia do władzy demokratycznie wybranego prezydenta Mohameda Bazouma. Wojskowa junta, która przejęła władzę w Nigrze, nie jest jednak zupełnie osamotniona. Poparcie, w razie konieczności także zbrojne, zadeklarowały reżimy z Burkina Faso, Gwinei oraz Mali, gdzie w ostatnim czasie również doszło do siłowego przejęcia władzy. To oznacza, że w Afryce Zachodniej może dojść do wojny "wszyscy przeciw wszystkim". Jakby tego było mało, zamach stanu w Nigrze poważnie zagroził interesom Stanów Zjednoczonych i Francji w regionie. Zyskała na tym natomiast Rosja, która planuje rozszerzyć swoją siatkę wpływów na Czarnym Lądzie. Prezydent w areszcie, ale... pod telefonem Do przewrotu w Nigrze doszło w ostatnich dniach lipca. Prezydenta Bazouma odsunęła od władzy... jego własna gwardia (wraz z pomocą wojska). Jako motyw podali "pogarszającą się sytuację w sferze bezpieczeństwa i złe rządy". Puczyści ogłosili się Narodową Radą Ocalenia Ojczyzny, a po dwóch dniach od przewrotu na czele państwa stanął były szef gwardii prezydenckiej gen. Abdourahamane Tiani. Z kolei prezydent Bazoum znalazł się w areszcie domowym w pałacu prezydenckim w stolicy kraju Niamey. Co ciekawe, nie odcięto go od dostępu do telefonu i internetu. Dzięki temu w rozmowie z amerykańskim dziennikiem "Washington Post" przyznał, że jest zakładnikiem, a także wezwał Stany Zjednoczone i całą społeczność międzynarodową do przywrócenia porządku konstytucyjnego w Nigrze. Stwierdził również, że jeżeli puczyści dopną swego, "będzie to miało druzgocące konsekwencje dla naszego kraju, naszego regionu i całego świata". Amerykańskie i francuskie interesy zagrożone Zagraniczni partnerzy Nigru wysłuchali apelu prezydenta Bazouma i potępili siłowe przejęcie władzy przez wojskowych. Najmocniej swoją dezaprobatę wyraziła Francja, która na terytorium Nigru ma bazy wojskowe i około 1,5 tys. żołnierzy. Odsuniętego od władzy prezydenta wsparli również Amerykanie. - Stany Zjednoczone wzywają do natychmiastowego uwolnienia prezydenta Bazouma i przywrócenia demokratycznego porządku w Nigrze - zaapelował podczas swojej wizyty w Australii Antony Blinken. Sekretarz stanu USA zapewnił też, że rozmawiał telefonicznie z prezydentem Bazoumem, ale nie ujawnił żadnych szczegółów tej rozmowy. Blinken podkreślił jednak, że siłowe przejęcie władzy będzie mieć swoje konsekwencje w relacjach amerykańsko-nigerskich. Pomoc ekonomiczna i w zakresie bezpieczeństwa, warta kilkaset milionów dolarów, stoi pod dużym znakiem zapytania, a warunkiem jej wznowienia jest powrót Nigru na demokratyczną drogę. - Programy pomocowe są w oczywisty sposób zagrożone w rezultacie ostatnich działań, co stanowi tylko kolejny argument za ich natychmiastowym odwróceniem - przekonywał Blinken. Programy humanitarne i żywnościowe mają być jednak kontynuowane mimo zaistniałej sytuacji polityczno-wojskowej. Afryka Zachodnia wrze Sytuacja w Nigrze zaalarmowała również państwa wchodzące w skład ECOWAS. Sojusznicy dostrzegają niebezpieczny trend z ostatnich lat, jakim jest odchodzenie regionu od demokracji i praworządności na rzecz powrotu do wojskowych rządów twardej ręki. W poprzednich latach analogiczna sytuacja miała miejsce w Burkina Faso, Gwinei oraz Mali. Jeśli podobny scenariusz powtórzy się w Nigrze, geopolityczna stabilność Afryki Zachodniej stanie pod dużym znakiem zapytania. To dlatego państwa ECOWAS podczas nadzwyczajnego szczytu w Abudży zadecydowały, że jeśli prezydent Bazoum nie wróci do władzy, sojusz nałoży na Niger rozlegle sankcje gospodarcze. W grę poważnie wchodzi również interwencja zbrojna w celu przywrócenia demokratycznych rządów, zwłaszcza że rządząca obecnie w Nigrze junta nie zastosowała się do wystosowanego przez ECOWAS ultimatum. Z ultimatum wyłamała się Gwinea, w której obecny obóz władzy przejął rządy również w wyniku wojskowego przewrotu. Zamiary państw ECOWAS gwinejska delegacja określiła jako "nielegalne i nieludzkie". Niger pod nowymi rządami nie pozostał jednak kompletnie osamotniony. Wsparcie dla nowych władz wyraziły już junty wojskowe z sąsiednich Burkiny Faso oraz Mali. W utrzymaniu się nigerskich wojskowych przy władzy widzą własny interes - legitymizację ich rządów i szansę na zmianę układu sił w regionie. Prezydenci Mali i Burkina Faso, Assimi Goita i Ibrahim Traore, ocenili, że skutki wojskowej interwencji ECOWAS w Nigrze byłyby "katastrofalne" i doprowadziłyby do destabilizacji całej Afryki Zachodniej. - Obca interwencja militarna w Nigrze byłaby równoznaczna z wypowiedzeniem wojny Mali i Burkina Faso - przyznali we wspólnym oświadczeniu obaj prezydenci. Podkreślili też, że "jakakolwiek interwencja militarna przeciwko Nigrowi doprowadziłaby do wycofania się Mali i Burkiny Faso z ECOWAS", a także "uruchomienia środków samoobrony w celu wsparcia sił zbrojnych i mieszkańców Nigru". Rosja rozpycha się w Afryce Jakby wewnątrzafrykańskich animozji w regionie było mało, należy dołożyć do nich również interesy globalnych mocarstw. Mowa zwłaszcza o Stanach Zjednoczonych i Rosji, ale także o Francji. Amerykanie i Francuzi mają swoje obiekty wojskowe na terytorium Nigru - Francja bazy wojskowe i żołnierzy, Amerykanie bazę lotniczą dronów. Z kolei nowe władze Nigru już zabiegają o współpracę z reżimem Władimira Putina. Cały świat obiegły zdjęcia demonstrujących na ulicach Niamey zwolenników nowej władzy, którzy w rękach mieli... rosyjskie flagi. Na tym jednak nie koniec, bo jak poinformowała agencja Associated Press i francuska telewizja France24, Narodowa Rada Ocalenia Ojczyzny zwróciła się o pomoc do... Grupy Wagnera. Wagnerowcy to nieformalne zbrojno-biznesowe ramię Kremla na Czarnym Lądzie, a o ich rozległych wpływach w Afryce pisaliśmy niedawno na łamach Interii. - Potrzebują Wagnera, ponieważ staną się oni ich gwarancją utrzymania władzy - ocenił działania nigerskiej junty w rozmowie z AP Wassim Nasr, dziennikarz i analityk France24. Wagnerowcy mają rozważać złożoną przez nigerskich wojskowych prośbę. Byłoby dużym zaskoczeniem, gdyby jej nie spełnili. Grupa Wagnera prężnie działa m.in. właśnie w sąsiednich Burkina Faso i Mali pomagając tamtejszym juntom utrzymać się przy władzy. Jednocześnie wagnerowcy poszerzają sferę geopolitycznych i ekonomicznych wpływów Kremla, który w obliczu konfliktu z Zachodem szuka poparcia na globalnym południu. W Afryce reżim Putina pozyskuje również kapitał, dobra, minerały i surowce pozwalające obchodzić zachodnie sankcje. Także pod tym względem Niger jest obiecującym kąskiem dla Putina - to jeden z największych na świecie producentów uranu, na terytorium kraju znajdują się również złoża złota. Gdyby Rosja za sprawą Grupy Wagnera weszła do Nigru, byłby to trzeci po Burkina Faso i Mali kraj, z którego Kreml wyparł Francję. Ograniczanie wpływów Paryża na Czarnym Lądzie to jedno, ale taki obrót spraw mógłby też poważnie odbić się na walce z islamskimi terrorystami w regionie. W Afryce Zachodniej prężnie działają Państwo Islamskie i Al-Kaida, z którymi walczyły m.in. Francja i Stany Zjednoczone.