Według afgańskich władz zginął tłumacz, Afgańczyk, jednak USA podały, że nic im nie wiadomo, by w ataku ucierpiał jakikolwiek pracownik konsulatu. Atak rozpoczął się ok. godz. 6 (4 czasu polskiego) od potężnej eksplozji. Zamachowiec zdetonował wyładowany materiałami wybuchowymi pojazd w odległości ok. 60 metrów od amerykańskiej placówki. Po wybuchu pozostali bojownicy zaczęli strzelać do miejscowych sił bezpieczeństwa. Około godziny później sytuacja była już kontrolą. Szef policji w Herat, gen. Rahmatullah Safi, poinformował, że w ataku najprawdopodobniej zginął Afgańczyk pracujący dla konsulatu jako tłumacz, a ranni zostali dwaj policjanci i dwaj afgańscy ochroniarze strzegący placówki. Według gubernatora prowincji Herat obrażenia odniosło też siedmiu cywili. Rzecznik amerykańskiej ambasady Robert Hilton powiedział, że USA nie mają żadnych informacji o tłumaczu wśród ofiar śmiertelnych oraz że "cały personel konsulatu jest bezpieczny". Do ataku przyznali się talibowie. Zamach w pobliżu konsulatu świadczy o niestabilności wewnętrznej Afganistanu w czasie, gdy siły międzynarodowej koalicji kontynuują stopniowe wycofywanie swych sił z tego kraju - pisze agencja AP. Proces ten ma się zakończyć do końca 2014 roku. Ataki islamistycznych bojowników nie koncentrują się już przede wszystkim na środkowej i południowej części kraju, ale coraz częściej są dokonywane na północy i zachodzie, które w ostatnich latach były spokojniejsze.