Wkrótce po zamknięciu lokali wyborczych Karzaj powiedział, że w dniu wyborów doszło do 73 aktów przemocy w 15 z 34 prowincji Afganistanu. Przyznał, że są ofiary wśród żołnierzy, policjantów i ludności cywilnej. - Afgańczycy poszli wybierać, na przekór rakietom, bombom i zastraszaniu. To wspaniale - podkreślał. Z informacji przekazywanych przez resorty spraw wewnętrznych i obrony oraz afgańską policję wynika, że w zamachach, także samobójczych, i starciach sił bezpieczeństwa z rebeliantami zginęło ponad 50 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Wybory pod specjalnym nadzorem. Zobacz film Waszyngton wypowiedział się z uznaniem o Afgańczykach, którzy mimo gróźb talibów poszli głosować. Afgańskie wybory pozytywnie ocenił sekretarz generalny NATO. Były to drugie bezpośrednie wybory prezydenckie w Afganistanie. Około 17 milionów Afgańczyków było uprawnionych do oddania głosu w ponad 6 tysiącach lokali wyborczych, strzeżonych przez prawie 300 tys. żołnierzy sił afgańskich i międzynarodowych. O najwyższy urząd w państwie ubiegało się około 30 kandydatów, z których liczyło się tylko czterech. Za najgroźniejszych rywali Karazja - niewątpliwego faworyta - uchodzą: były szef MSZ Abdullah Abdullah, były minister planowania i rozwoju Ramazan Bashardost i były minister finansów Ashraf Ghani. Jeśli żaden z kandydatów na prezydenta nie uzyska większości głosów, kolejna tura wyborów odbędzie się w październiku. W poprzednich wyborach już w pierwszej turze Karzaj uzyskał 55-procentowe poparcie. W wyborach do rad prowincji 3000 kandydatów ubiegało się o 420 miejsc. Każdą z 34 prowincji reprezentują w radzie przedstawiciele wybierani na cztery lata. Liczba radnych zależy od liczby ludności w danej prowincji. Głosowanie miało trwać do godziny 16 czasu lokalnego (13.30 czasu polskiego). W ostatniej chwili, gdy pojawiły się już pierwsze informacje o zakończeniu wyborów, afgańska Niezależna Komisja Wyborcza ogłosiła, że przedłużono je o godzinę, by więcej ludzi mogło oddać głos. Według ocen afgańskiej komisji wyborczej, frekwencja może sięgnąć 50 proc. Komisja oceniła uczestnictwo obywateli w wyborach jako "bardzo dobre", zastrzegając jednak, że nie dysponuje jeszcze konkretnymi danymi. Talibowie od dawna grozili bezpośrednimi atakami na lokale wyborcze i wzywali Afgańczyków do bojkotu wyborów, "narzuconych przez najeźdźców" z Zachodu. Według nich, w Waszyngtonie już dawno ustalono, że wygra Karzaj. Przedstawiciele wspólnoty międzynarodowej prognozowali, że afgańskie wybory nie będą one wolne od nieprawidłowości. Pojawiły się doniesienia o fałszerstwach przy rejestracji wyborców i o handlu kartami wyborczymi. Przedstawiciel ONZ Kai Eide nie otrzymał jednak w czwartek informacji o powszechnych nieprawidłowościach. Biały Dom wyraził podziw dla Afgańczyków, którzy mimo gróźb ataków ze strony talibów udali się do urn. "Wielu ludzi zlekceważyło groźby przemocy i zamachów, chcąc wyrazić swój punkt widzenia na to, jaki powinien być następny rząd narodu afgańskiego" - podkreślił rzecznik prezydenta USA Baracka Obamy, Robert Gibbs. Dodał, że Stany Zjednoczone powstrzymują się od oceny wyborów, których ostateczne rezultaty będą znane we wrześniu. Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen powiedział, że Sojusz uważa przebieg wyborów za zachęcający. Zwrócił uwagę, że działało więcej lokali wyborczych, niż prognozowano. - Te wybory są ważnym etapem na drodze do stabilnego i pewnego Afganistanu - podkreślił. " "