Rebelianci rozpoczęli atak we wtorek po południu czasu miejscowego, kierując ogień rakietowy i maszynowy m.in. na ambasadę USA i siedzibę NATO, oraz przeprowadzili kilka zamachów samobójczych w zachodniej części miasta. Po 20 godzinach atak odparto, zabijając napastników. Bezpośrednio z rąk afgańskich sił bezpieczeństwa śmierć poniosło siedmiu rebeliantów, a czterech zginęło w samobójczych wybuchach. Podczas ataku zginęło także 11 cywilów, z czego ponad połowa to dzieci, i pięciu policjantów - poinformował nowy dowódca sił NATO w Afganistanie gen. John Allen. Podczas walk rannych zostało 31 osób, w tym sześciu żołnierzy NATO. Po pierwszych atakach główny punkt oporu talibów znajdował się w budowanym jeszcze 12-piętrowym budynku. Jak podaje agencja Reutera, afgańskie siły bezpieczeństwa, wspierane przez śmigłowce bojowe NATO, piętro po piętrze odbijały budynek z rąk rebeliantów. Reuters pisze, że przedarcie się rebeliantów do osławionego "stalowego pierścienia", jak nazywa się kabulską dzielnicę ambasad, było pokazem siły ze strony talibów przed zaplanowanym na rok 2014 przekazaniem przez NATO odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju Afgańczykom. Był to jednocześnie najdłuższy atak talibów w Kabulu od początku amerykańskiej operacji w Afganistanie w 2001 roku. W połowie sierpnia zamachowcy samobójcy przeprowadzili atak na siedzibę British Council w Kabulu, zabijając dziewięć osób. Pod koniec czerwca rebelianci zaatakowali w stolicy Afganistanu hotel często odwiedzany przez obywateli państw zachodnich; zginęło wówczas 10 ludzi.