Sikorski w niedzielę w bazie Bagram rozmawiał z bezpośrednim przełożonym polskich żołnierzy w Afganistanie, dowódcą Regionalnego Dowództwa Wschód (Regional Command - East) gen. Johnem Campbellem. Mówił z nim m.in. o bieżącej sytuacji w prowincji, w której stacjonują Polacy. Wcześniej szef MSZ odwiedził prowincję Bamjan. Rozmawiał tam z dowództwem stacjonującego w niej z ramienia ISAF nowozelandzkiego kontyngentu i szefami zespołu do spraw odbudowy regionu. Spotkał się też z gubernatorem prowincji panią Habibą Sarabi. W Bamjan jest bezpieczniej niż w pozostałych częściach kraju. Rzadziej niż gdzie indziej dochodzi tu do ataków na siły ISAF. Także bardziej rozwinięty jest system budowania infrastruktury i pomocy dla mieszkańców. - Prowincja Bamjan pokazuje, że podstawą rozwoju jest bezpieczeństwo. Właśnie dlatego, że można tu się stosunkowo bezpiecznie poruszać, realizowane są projekty rozwojowe. Nie ma więc sprzeczności między obecnością wojskową a obecnością rozwojową - zaznaczył szef polskiej dyplomacji. Sikorski podkreślił, że większość Afgańczyków życzy sobie dalszej obecności sił koalicyjnych, ale - jak zastrzegł - nie na zawsze. - Wiedzą już, że w ciągu kilku lat przekażemy im odpowiedzialność za ich kraj. Ważne jest, abyśmy się przygotowali do nowej roli - aby wspierać ich w stabilizowaniu kraju nie dzięki sile zbrojnej, ale mądrej pomocy rozwojowej - powiedział. Radosław Sikorski zwiedził również miejsce, gdzie stały zniszczone przez talibów posągi Stojącego Buddy. Powiedział dziennikarzom, że ruiny posągów symbolizują "wandalizm kulturalny talibów". - Kontrast między tą wnęką (w której znajdował się posąg), a tym, co się dzisiaj dzieje, jest najlepszym argumentem za naszą NATO-wską i polską obecnością w Afganistanie - powiedział. W misji ISAF w Afganistanie - w ramach siódmej zmiany PKW - uczestniczy ok. 2,6 tys. polskich żołnierzy, kolejnych 400 pozostaje w odwodzie w kraju. Polska baza znajduje się w prowincji Ghazni. Sikorski we wtorek razem z szefami dyplomacji i innymi przedstawicielami państw zaangażowanych w stabilizację Afganistanu weźmie udział w konferencji w Kabulu poświęconej przyszłości tego kraju. Tymczasem w niedzielę w Kabulu doszło do kilku zamachów. - Talibowie marnują czas. Nie damy się zastraszyć. To, że po raz pierwszy odbywa się w Kabulu wielka międzynarodowa konferencja to znak, że Afganistan staje na nogi - powiedział Radosław Sikorski. - Zawsze wiedzieliśmy, że są z tym związane niebezpieczeństwa, i że talibowie zechcą uniemożliwić odbycie konferencji, ale my ją odbędziemy i podejmiemy na niej decyzję co do trybu i harmonogramu przekazywania odpowiedzialności nad Afganistanem prawowitemu rządowi Afganistanu, a nie talibom - dodał. Podkreślił, że polski rząd realizuje strategię obecności sił zbrojnych za granicą. Przypomniał, że Polska wycofała się z Czadu, Iraku i Libanu. - Właśnie po to, żeby być w jednym miejscu, ale ze znaczącą obecnością, tak żeby to było zauważone i docenione w NATO i żeby Polska uzyskała dzięki temu korzyści w postaci stanowisk dowódczych, inwestycji NATO-wskich w naszym kraju, wpływu na strategię NATO, która będzie przyjęta na najbliższym szczycie w Lizbonie - zaznaczył. Pytany o możliwość wycofania polskich wojsk z Afganistanu lub ograniczenia ich liczebności Sikorski odpowiedział: "Działamy według uzgodnionego planu. W tym roku wzmacniamy naszą obecność po to, żeby od przyszłego roku ją redukować".