Przeczytaj relację dziennikarza INTERIA.PL: Było gdzieś koło 18., gdy nagle usłyszeliśmy głuchy odgłos. Myślałem, że to wybuch moździerza, hasło "moździerz!" rzucił też jeden z żołnierzy. Ale kilka sekund później było już jasne, że to jeden z naszych wjechał na ajdika. Nie wiedzieliśmy, który z pojazdów (my jechaliśmy piątym, ostatnim), nie bardzo wiadomo było, jakie są straty. I znów upłynęło kilka sekund, po których w radio poszła informacja o zabitym i co najmniej dwóch rannych. I że trafiony, to pierwszy pojazd... Pełna relacja na blogu Marcina Ogdowskiego: Z Afganistanu Jak poinformowało ministerstwo, polski konwój został zaatakowany przy użyciu ładunku wybuchowego domowej roboty w piątek ok. godz. 15.30 czasu polskiego, około 3 km od bazy Giro, do której zmierzał. Ładunek eksplodował pod transporterem rosomak. Na miejsce wypadku natychmiast wezwano śmigłowce ewakuacji medycznej. Rannych żołnierzy przetransportowano do bazy w Ghazni. Poszkodowani żołnierze w wyniku zdarzenia odnieśli rany odłamkowe rąk i nóg. U najciężej rannego stwierdzono złamanie kości udowej i uraz miednicy, które zostały już zoperowane. Stan pozostałych czterech rannych żołnierzy określa się jako lekki i średni, u piątego stwierdzono szok pourazowy. W akcji ratowniczej oprócz amerykańskich śmigłowców ewakuacji medycznej brały także udział polskie śmigłowce. Na miejsce zdarzenia, jako powietrzne siły szybkiego reagowania wysłano dwa śmigłowce Mi-24 oraz dwa śmigłowce Mi-17. - To pierwszy polski żołnierz, który zginął w rosomaku; z tak potężną eksplozją nie mieliśmy jeszcze do czynienia - powiedział w TVN24 wiceminister obrony Stanisław Komorowski. - Ale to najlepszy sprzęt, jakim dysponujemy - zaznaczył. Przypomniał, że transportery opancerzone rosomak wytrzymywały już wybuchy stukilogramowych ładunków wybuchowych. Komorowski powiedział też, że nie wiadomo, ile ważył ładunek, który wybuchł w piątek ani z jakiego materiału wybuchowego był wykonany. Minister obrony narodowej Bogdan Klich powiedział z kolei w TVN24, że nie ma żadnych danych odnośnie wielkości tego ładunku. - Takie ładunki są wykonywane gdzieś w warunkach chałupniczych, niewątpliwie przez fachowców. Są tak przygotowywane, aby ich zdolność rażenia była większa, niż wynika to z samej wielkości materiału wybuchowego - mówił. "To był żołnierz z zamiłowania" - Plutonowy Marcin Poręba, który zginął w Afganistanie był znakomitym żołnierzem, doświadczonym i wszechstronie wyszkolonym. Żołnierzem z zamiłowania - powiedział dziś major Zbigniew Kosztowny z 5. pułku inżynieryjnego ze Szczecina, w którym służył zmarły żołnierz. - Poręba był wszechstronnie wyszkolony, świetny łącznościowiec, po kursach m.in. kryptografii, rozminowania, jazdy rosomakiem. Bardzo silny psychicznie, spokojny, zrównoważony. Żołnierz z zamiłowania. Był koleżeński, lubiany przez innych żołnierzy - bardzo nam go brakuje - dodał Kosztowny. Marcin Poręba miał 32 lata. Urodził się w Gościeradzu koło Lublina. W wojsku służył od 1997 r. Zaczynał jako elew w Centrum Szkolenia Wojsk Przeciwlotniczych, następnie został skierowany do 55 Pułku Przeciwlotniczego w Szczecinie, tam pełnił zasadniczą, nadterminową służbę wojskową. W maju 2001 r. został przeniesiony do 5. Pułku Inżynieryjnego w Szczecinie. Od 2005 r. pełnił służbę zawodową. Oficer prasowy dowódcy 5.Pułku inżynieryjnego major Zbigniew Kosztowny powiedział, że Poręba brał już udział w pierwszej zmianie misji Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku na przełomie 2003 i 2004 r. Był tam z pierwszą, przygotowawczą grupą żołnierzy. Poręba na misję do Afganistanu wyjechał w kwietniu br. Był dowódcą patrolu saperskiego. Plutonowy Marcin Poręba to jedenasty Polak, który zginął w Afganistanie. Przebywa tam obecnie piąta, licząca ok. 2 tys. żołnierzy, zmiana polskiego kontyngentu. Polacy działają w prowincji Ghazni. Czytaj także: 11. polski żołnierz zginął w misji ISAF w Afganistanie Afganistan: 90 ofiar nalotu na cysterny Sikorski: Zwiększyć zaangażowania UE w Afganistanie Klich odwiedził polskich żołnierzy w Afganistanie Przeczytaj relacje naszego wysłannika do Afganistanu