Doświadczeni w polityce kolonialnej oraz znający lokalne warunki Brytyjczycy zwołali koło miast Sangin "Jirgę" - zebranie setek "Spin Giri" (białych bród), mające na celu przekonanie lokalne ludności do zaprzestania poparcia dla Talibów. Jednakże przed przygotowywanym od ponad miesiąca zebraniem wystąpiły nieoczekiwane komplikacje - podczas amerykańskiego bombardowania zginęło 21 cywilów nieopodal miasta Sangin. Dlatego też prowadzący zebranie dowódca brytyjski w prowincji gen. John Lorimer musiał rozpocząć od przepraszania 400-stu osobowego audytorium. - To nie był najlepszy czas na rozpoczęcie zebrania, wśród ludzi panował gniew z powodu śmiercie wielu osób w bombardowaniu. Wiedzieli, że tam są cywile, a mimo to zrzucili bomby - mówi jeden ze "Spin Girich", Haji Abdul Rapar. Przypadkowo sytuacje uratował inne wydarzenie mające miejsce parę dni wcześniej. Dowódca Talibów w prowincji Haji Wali Mohammad zwołał zebranie w celu ostrzeżenia lokalnej ludności przed jakimikolwiek pokojowymi kontaktami z siłami koalicji. Według relacji gdy odmówił prośbie ludności o zaprzestanie ataków z ich okolicy, rozwścieczony tłum zabił go i jego ochronę. - Generalnie wśród zgromadzenie odczuwalna była niechęć do Talibów, aczkolwiek sił koalicji także nie darzą oni specjalnym uczuciem. Najchętniej chcieliby aby obie strony pozostawiły ich w spokoju - komentuje wydarzenia brytyjski dyplomata. - Nie mamy wyjścia, nie możemy wyrażać naszych uczuć, jeśli poprzemy jednych to drudzy nas będą prześladować i odwrotnie - powiedział anonimowo jeden z zebranych. Po spotkaniu z radą starszych Brytyjczycy określili je jako "chłodno wspierające rząd", jednakże liczą, że wraz ze wzmożonymi środkami bezpieczeństwa oraz programami pomocowymi uda im się przeciągnąć na swoją stronę miejscową ludność. Aczkolwiek muszą wziąć pod uwagę, iż należy unikać jakichkolwiek ofiar po stronie cywili jeśli chce się wygrać walkę o "rząd dusz" z Talibami. Amerykanie przeznaczyli dla okolicy ok. 15 mln. na zbudowanie drogi, która to budowa da pracę ok. 2 tys. okolicznych mieszkańców pozbawiając Talibów dopływu świeżych bojowników. Według analityków wielu z bojowników jest po prostu lokalnymi bezrobotnymi, którzy walczą jako najemnicy za dzienną pensję.