Chalid powiedział, że zginęło 80 osób. - Wielu ludzi odniosło obrażenia, ale ponieważ odwieziono ich do różnych szpitali, nie znamy na razie ich dokładnej liczby - powiedział. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia poinformował natomiast, że jest 67 ofiar śmiertelnych i 90 rannych. Zamachowiec-samobójca zdetonował ładunek wybuchowy, który miał na sobie, wśród kilkuset osób zebranych, by oglądać walki psów w zachodniej części miasta Kandahar. Wśród widzów było kilku funkcjonariuszy afgańskiej policji. Brat prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja, Wali, powiedział, że celem zamachu był szef lokalnej policji Abdul Hakim Jan, który też zginął. Według świadków, po wybuchu ochroniarze szefa policji otworzyli ogień do tłumu. Nie jest jasne, jaka część ofiar została zastrzelona. "Moim zdaniem po wybuchu nie było żadnych talibów, ale ochroniarze i tak strzelali" - oświadczył jeden z mieszkańców. Chalid oświadczył, że zamach przeprowadzili "wrogowie Afganistanu". Tym terminem rząd określa zwykle rebeliantów talibskich i ich sojuszników z Al-Kaidy. Rzecznik talibów Zabidullah Mudżahid odmówił jednak potwierdzenia, że zamach jest ich dziełem. Jest to najkrwawszy zamach od upadku rządu talibów w 2001 r. Odgłos wybuchu było słychać w całym mieście. Zniszczonych zostało kilka wozów policyjnych. Kiedy talibowie byli u władzy, wydali zakaz organizowania walk psów, uważali je bowiem - podobnie jak wszystkie walki zwierząt - za "antyislamskie". Kandahar to jeden z największych w Afganistanie regionów produkujących opium.