Oba kraje: Afganistan i Pakistan są kluczowe dla prowadzonej przez USA od zamachów 11 września wojny z terroryzmem. Obama nazwał zabicie bin Ladena przez siły specjalne USA "najbardziej znaczącym dotychczas osiągnięciem w walce amerykańskiego narodu z Al-Kaidą". Ale od razu zaznaczył: "Nie ma wątpliwości, że Al-Kaida będzie kontynuowała ataki przeciwko nam. Musimy pozostać czujni i pozostaniemy czujni zarówno w kraju, jak i za granicą". Analitycy cytowani przez Reutera podkreślają, że nie można się spodziewać szybkiego końca problemów w Afganistanie i Pakistanie, gdzie USA zaangażowały się militarnie i finansowo, by wytępić talibów, oddalając tym samym zagrożenie kolejnego ataku terrorystycznego porównywalnego do zamachów z 11 września. - Amerykanie i ich sojusznicy muszą pamiętać, że wciąż jest wiele do zrobienia - powiedział wysoki rangą zachodni dyplomata w Kabulu, cytowany przez Reutera. - (Zabicie bin Ladena) nie zmienia faktu, że w Afganistanie mamy do czynienia z powstaniem, które stanowi zagrożenie dla przetrwania afgańskiego rządu. I że Pakistan jest beznadziejnym przypadkiem, który stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa w regionie - dodał. Według ogłoszonego w kwietniu raportu Pentagonu dla Kongresu na temat sytuacji w Afganistanie, skala przemocy wzrosła od jesieni ub. roku: odnotowano więcej ataków na siły koalicji i zamachów bombowych. W 2010 roku liczba zabitych cywilów sięgnęła prawie 2800, co oznacza wzrost o 15 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Pentagon przewiduje nasilenie walk w najbliższych miesiącach, ale od lipca br., zgodnie z zapowiedzią Obamy, ma się rozpocząć wycofywanie amerykańskich wojsk. Z kolei Pakistan jest równie ważnym jak niewiarygodnym partnerem USA w walce z talibami. Ponieważ rząd w Islamabadzie nie kontroluje części terytorium, gdzie działają talibowie, Amerykanie nie mogą stuprocentowo polegać na jego deklaracjach współpracy nawet przy założeniu, że są one szczere. Admirał Mike Mullen, szef kolegium szefów sztabów USA, zarzucił w kwietniu pakistańskiemu wywiadowi utrzymywanie kontaktów z talibskimi bojownikami, którzy atakują siły USA w Afganistanie. Niejasny jest zresztą sam udział Pakistanu w zabiciu bin Ladena: prezydent Obama powiedział, że operację przeprowadzono we współpracy z pakistańskimi władzami, ale pakistańskie i amerykańskie źródła znające przebieg akcji twierdzą, że Amerykanie zabili przywódcę Al-Kaidy w całkowitej tajemnicy przed stroną pakistańską. Zdaniem analityków, ten brak zaufania jest znakiem rosnącej frustracji Waszyngtonu, że Islamabad nie robi wystarczająco wiele, by walczyć z talibami, którzy właśnie przystąpili w Afganistanie do krwawej "wiosennej ofensywy". Fakt, że bin Laden żył wygodnie w Pakistanie, gdzie został wytropiony przez USA, także nie sprzyja wiarygodności władz tego kraju - podkreślają komentatorzy. Według niektórych analityków, afgańscy talibowie, którzy gościli bin Ladena przed zamachami z 11 września, mogą po jego śmierci poluzować związki z Al-Kaidą i opowiedzieć się za formą politycznego porozumienia ze wspieranymi przez USA władzami w Kabulu. To może być jedyna droga, by zakończyć trwającą od blisko dekady wojnę w Afganistanie. - Po śmierci bin Ladena talibskie przywództwo będzie musiało poszukać własnego oblicza i zastanowić się nad sensem pozostawania w sojuszu z organizacją, która właśnie straciła swojego założyciela i lidera - powiedziała Lisa Curtis z Heritage Foundation w Waszyngtonie. - Apelujemy do talibów, aby wyciągnęli lekcję z tego, co się wczoraj stało, i zaprzestali walk, zaprzestali niszczenia kraju, zabijania muzułmańskich braci i synów swego kraju, opowiedzieli się za pokojem i bezpieczeństwem - powiedział prezydent Afganistanu Hamid Karzaj. Zwracając się do zachodnich sojuszników, podkreślił fakt, że zabicie bin Ladena w Pakistanie dowodzi, że bazy terroryzmu nie znajdują się w Afganistanie, i zaapelował by stały się celem ataku sojuszników.