Przedstawiciel policji w Kabulu oświadczył, że atak nastąpił na zachodnich obrzeżach stolicy, w pobliżu ruin dawnego pałacu królewskiego Dar-ul-Aman, zniszczonego w czasie wojny domowej lat 90. Śmigłowce NATO przetransportowały część rannych do szpitala, pozostałym udzielono pierwszej pomocy na miejscu. Według dyrektora szpitala Istiklal w Kabulu ośmiu Afgańczyków hospitalizowano. Do ataku chwilę później przyznali się talibowie. Twierdzą, że w samochodzie znajdowało się 700 kg materiałów wybuchowych. Był to najbardziej krwawy od 10 lat atak lądowy na siły międzynarodowe w Afganistanie. Ataki te są stosunkowo rzadkie w silnie strzeżonym Kabulu, w porównaniu z południową i wschodnią częścią Afganistanu. W sobotę doszło w tym kraju do jeszcze dwóch zamachów. Pierwszy miał miejsce w prowincji Kandahar. Mężczyzna w mundurze afgańskiej armii zaczął strzelać do afgańskich i zagranicznych żołnierzy; zginęło trzech Australijczyków oraz napastnik. Drugi zamach udaremniono w prowincji Kunar na wschodzie Afganistanu, która stanowi matecznik bojowników wzdłuż granicy z Pakistanem. Jak powiadomiła lokalna policja, strażnicy przed siedzibą wywiadu prowincji zauważyli podejrzanie zachowującą się kobietę i zaczęli strzelać, na co ona zdetonowała ładunek. Obyło się bez ofiar.