Według raportu zginęło wówczas także 78 talibów i 5 afgańskich policjantów. Natomiast według władz afgańskich zginęło wówczas 140 ludzi. "Niezdolność rozeznania obecności cywilów i oceny potencjalnych równoległych szkód wyrządzonych przez te naloty, jest niezgodna z celem rządu USA, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa narodowi afgańskiemu" - głosi raport. Nalotów dokonano w nocy, w końcowej fazie chaotycznej potyczki i prawdopodobnie to było powodem ofiar wśród ludności cywilnej. Raport zawiera jednak tylko bardzo stonowaną krytykę załogi bombowca a przewodniczący Komitetu Połączonych Sztabów sił zbrojnych USA, Adm. Mikie Mullen, podkreślił, że nie ma powodu aby karać kogokolwiek z amerykańskiego personelu wojskowego. Raport opublikowano po długotrwałym dochodzeniu. Autorzy dokumentu przyznają, że liczba ofiar może okazać się większa, ale jej dokładne ustalenie może okazać się niemożliwe. Dokument zawiera szereg zaleceń mających umożliwić uniknięcie podobnych tragedii w przyszłości, m. in. usprawnienie systemów dowodzenia i łączności oraz szybsze informowanie opinii publicznej w Afganistanie i na świecie o ewentualnych ofiarach wśród cywilów. Podkreślono, że Stany Zjednoczone muszą "pierwsze podawać prawdę", tak aby pokrzyżować propagandę talibów. Coraz większa liczba ofiar wśród ludności cywilnej jest powodem narastającego napięcia między Kabulem i Waszyngtonem. Ostatni incydent najprawdopodobniej jeszcze zwiększy to napięcie i pokrzyżuje wysiłki Amerykanów zdobycia przychylności Afgańczyków. Niedawno sekretarz obrony USA Robert Gates oświadczył, że taka przychylność jest niezbędna jeśli Stany Zjednoczone mają wygrać wojnę w Afganistanie.