Dodał, że policja weryfikuje obecnie tożsamość ofiar. Według chcącego zachować anonimowość policjanta ofiarami śmiertelnymi byli Nepalczycy, a wśród rannych są zarówno obywatele Nepalu jak i Afganistanu. Do zamachu we wschodniej części Kabulu, na drodze prowadzącej do Dżalalabadu, przyznali się talibowie. Ich rzecznik Zabihullah Mudżahid oświadczył, że celem byli "zagraniczni najeźdźcy". Był to pierwszy zamach w Kabulu od rozpoczęcia dwa tygodnie temu świętego dla muzułmanów miesiąca, ramadanu, oraz pierwszy od ogłoszenia w ubiegłym tygodniu planu zwiększenia zaangażowania sił amerykańskich stacjonujących w Afganistanie we wspieranie armii tego kraju w walce z talibami. Według agencji AFP większość nepalskich ochroniarzy obecnych w Kabulu jest zatrudnionych przez ambasadę amerykańską. Talibowie wciąż zdobywają nowe tereny, głównie na południu i wschodzie kraju, ale również w prowincjach na północy. Domagają się opuszczenia Afganistanu przez wszystkie zagraniczne wojska. W ramach operacji NATO o nazwie "Resolute Support" w kraju przebywa ok. 10 tys. żołnierzy, w tym 5,5 tys. Amerykanów, którzy przede wszystkim doradzają afgańskiemu wojsku i je szkolą. Pod koniec maja co najmniej 10 osób zginęło w zamachu w zachodniej części Kabulu, a celem był bus, którym jechali pracownicy sądu apelacyjnego. Do ataku przyznali się talibowie. Była to reakcja na zatwierdzenie przez afgańskie władze wykonania kary śmierci wobec sześciu talibskich więźniów skazanych za terroryzm. Zostali oni powieszeni na początku maja.