Sprawa dotyczy lipcowej rozmowy telefonicznej prezydentów USA i Ukrainy: Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego. W udostępnionym w czwartek zredagowanym raporcie sygnalista, prawdopodobnie pracownik wywiadu, napisał, że Trump, rozmawiając z Zełenskim, zabiegał o ingerencję obcego państwa w wybory w USA, a Biały Dom starał się ukryć zapis tej rozmowy. Autor przyznaje, że nie był świadkiem rozmowy, ale podkreśla, że został szczegółowo poinformowany o jej treści przez "wielu urzędników Białego Domu, którzy mieli na ten temat bezpośrednie informacje", a ich relacje pokrywały się. Donald Trump uważa, że sygnalista przedstawił jego "doskonałą rozmowę" z prezydentem Ukrainy w "sposób całkowicie niedokładny i kłamliwy", opierając się na "informacjach z drugiej i trzeciej ręki". Prezydent chciałby spotkać się także z każdym, kto przekazał sygnaliście te "w znacznej mierze fałszywe informacje". "Czy ta osoba szpiegowała prezydenta USA? Poważne konsekwencje!" - napisał Trump na Twitterze. Procedura impeachmentu W zeszły wtorek przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi poinformowała, że w związku z podejrzeniem, że prezydent wywierał naciski na władze Ukrainy, by zaszkodzić swojemu potencjalnemu rywalowi w następnych wyborach prezydenckich - Joe Bidenowi - Izba Reprezentantów wszczyna śledztwo, które może doprowadzić do impeachmentu Trumpa. Dzień później oceniła, że zapis rozmowy Trumpa z Zełenskim potwierdza, iż prezydent USA złamał normy dotyczące wyborów i bezpieczeństwa. Prawo wyborcze w USA zabrania korzystania z pomocy obcych państw. Resort sprawiedliwości ocenił jednak, że prezydent nie złamał prawa wyborczego. W czwartek rzeczniczka Białego Domu Stephanie Grisham powiedziała, że w rozmowie nie było "nic niewłaściwego", a w raporcie "nie ma nic ponad zbiór relacji z trzeciej ręki i sklejonych razem wycinków prasowych". "Biały Dom będzie nadal krytykował tę histerię mediów i fałszywą narrację propagowaną przez media głównego nurtu" - dodała.