"Rząd niemiecki otrzymał informacje, że telefon komórkowy kanclerz Niemiec jest być może kontrolowany przez amerykańskie służby" - oświadczył Seibert. "Skierowaliśmy niezwłocznie do naszych amerykańskich partnerów zapytanie (w tej sprawie), prosząc o natychmiastowe i wyczerpujące wyjaśnienie" - przeczytać można w oświadczeniu opublikowanym na stronie internetowej rządu. Afera, która uderzyła "jak grom z jasnego nieba" Według komentatora pierwszej ogólnoniemieckiej telewizji publicznej ARD Ulricha Deppendorfa, obiektem inwigilacji był komórkowy telefon służbowy pani kanclerz, co według niego "czyni tę sprawę jeszcze poważniejszą". Komentatorka drugiej ogólnoniemieckiej telewizji publicznej ZDF uznała incydent za poważną aferę, która uderzyła w niemiecką politykę "jak grom z jasnego nieba". Jako pierwszy informację o ewentualnej inwigilacji szefowej niemieckiego rządu podał tygodnik "Der Spiegel". Jak twierdzi redakcja, amerykańskie służby przez lata namierzały prywatny telefon komórkowy pani kanclerz. W rozmowie z Obamą Merkel domagała się wyjaśnienia zarzutów, przypominając, że niemieckie władze przed kilkoma miesiącami zwracały się do Waszyngtonu z prośbą o wyjaśnienie okoliczności działania służb USA na terenie Niemiec. - Jako bliski sojusznik USA rząd niemiecki oczekuje na przyszłość jasnej podstawy prawnej dla działania służb i ich współpracy - oświadczył Seibert. Jest reakcja USA: Nie kontrolują i nie będą Rzecznik Białego Domu Jay Carney powiedział w Waszyngtonie, że Stany Zjednoczone "nie kontrolują rozmów kanclerz i nie będą ich kontrolować". Jak wyjaśnił, takie zapewnienie złożył Obama w rozmowie z Merkel. Dodał, że oboje uzgodnili zacieśnienie współpracy między służbami obu krajów. Wcześniej rzeczniczka amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) powiedziała "Spieglowi": "Prezydent zapewnił panią kanclerz, że Stany Zjednoczone nie kontrolują jej połączeń i nie będą tego czyniły (w przyszłości)". Redakcja zauważa, że nie wiadomo, czy wypowiedź przedstawicielki NSA dotyczy także przeszłości. "Jeśli zarzuty potwierdzą się..." Jak podał "Der Spiegel", wyjątkowo ostra interwencja niemieckiego rządu została wywołana przez informacje, do których dotarli dziennikarze tygodnika. Informacje te zostały sprawdzone przez niemiecki wywiad zagraniczny (BND) oraz Urząd Ochrony Technik Informacyjnych i najwidoczniej zostały uznane za poważne, skoro spowodowały interwencję. Z oświadczenia rządu wynika, że szef urzędu kanclerskiego Ronald Pofalla już w godzinach popołudniowych poinformował szefa komisji parlamentarnej ds. służb specjalnych Thomasa Oppermanna (SPD) o sytuacji. Socjaldemokrata powiedział, że jeśli zarzuty potwierdzą się, będzie to "ciężki przypadek nadużycia zaufania". Przedstawiciele opozycyjnej Lewicy domagają się, by sprawą podsłuchów zajął się Bundestag. Merkel prosiła Obamę podczas wizyty prezydenta USA w Berlinie w czerwcu tego roku o wyjaśnienie zarzutów, jakoby amerykański wywiad na wielką skalę przechwytywał i analizował połączenia telefoniczne i komputerowe obywateli niemieckich. Takie oskarżenia pod adresem USA wysuwał były pracownik amerykańskich służb Edward Snowden, znajdujący się obecnie w Rosji, gdzie przyznano mu tymczasowy azyl. Partie opozycyjne - SPD, Zieloni i Lewica - zarzucały Merkel podczas kampanii przedwyborczej bagatelizowanie kwestii podsłuchów i zbyt łagodne stanowisko wobec USA. Z Berlina Jacek Lepiarz