"Wall Streat Journal" donosi, że proponowane rozporządzenia nie spodobają się osobom pragnącym odwiedzić USA. Według nowych propozycji, na przejściu granicznym w ramach dodatkowej weryfikacji podróżny będzie musiał udostępnić numer swojego telefonu komórkowego, dane dotyczące kont społecznościowych i poczty elektronicznej, a także udokumentować własne zasoby finansowe. Sprawdzany ma być również stosunek do wyznawanej religii. Nowe prawo miałoby dotyczyć wszystkich turystów, także tych przyjeżdżających z Unii Europejskiej, Australii i Japonii. Amerykańskie media przypominają, że Donald Trump pierwszy raz wspominał o "ekstremalnych lustracjach" osób odwiedzających Stany Zjednoczone już w lipcu 2016 r., jeszcze podczas kampanii prezydenckiej. Stało się to po zamachu w Nicei na południu Francji, gdy kierowca ciężarówki wjechał w ludzi zgromadzonych na promenadzie. Zginęły wówczas 84 osoby, w tym dziesięcioro dzieci. Niemal tuż po objęciu posady w Białym Domu 27 stycznia 2017 r. Trump ogłosił dekret imigracyjny, który zakładał trzymiesięczny zakaz podróżowania do USA obywateli kilku krajów muzułmańskich. Pomysły prezydenta zostały dwa razy zablokowane przez sądy federalne. Teraz Biały Dom sprawdza, czy byłby w stanie wprowadzić rozporządzenie, które obejmie każdego przyjezdnego, i czy istnieje możliwość zablokowania go przez sądy. Wyzwaniem legislacyjnym jest wprowadzenie ewidencji telefonów komórkowych, dzięki którym urzędnicy mogliby sprawdzić kontakty i - jak to określa gazeta - "może inne informacje", a także pytanie o hasła i loginy do mediów społecznościowych, które dałyby wgląd służbom nie tylko w posty publikowane publicznie, ale też te prywatne. Prezydencka administracja tłumaczy, że zwalczanie terroryzmu to pilny priorytet, który uzasadnia wprowadzenie trudnych zasad.