W Łucku na Ukrainie, z udziałem m.in. prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz ukraińskiego wicepremiera Kostiantyna Hryszczenki, trwa msza św. w intencji ofiar UPA. Podczas homilii abp. Mokrzycki mówił m.in., że w Polsce i na Ukrainie wiele jest "śladów rzezi, której nie sposób zapomnieć". - Znaczą one wspomnienia wielu, którzy jako dzieci byli świadkami nienawiści prowadzącej do zbrodni. Nie można takich plam przykryć milczeniem lub zamalować kłamstwem. Są ciągle zbyt bolesne, ciągle świeże, obecne w wielu domach ofiar polskich, ukraińskich, żydowskich i ormiańskich. Bo czyż można zapomnieć ludobójstwo? - pytał metropolita lwowski. Podkreślał, że każde zło wymaga zadośćuczynienia, naprawienia tego, co możliwe, wynagrodzenia zła. - A czyż formą zadośćuczynienia nie powinno być upamiętnienie ofiar rzezi z 1943 roku? Bo nadal oczekują na właściwe groby, na upamiętnienie, postawienie krzyży w miejscach kaźni, odnalezienie śladów ich życia, ocalenie nazwisk i imion. Mają oni prawo do naszej pełnej pamięci o nich, tak jak mają prawo do naszej modlitwy - powiedział. Abp Mokrzycki podkreślił, że często "zapomina się o sumieniu tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do zbrodni". - Ale jak żyć, gdy ktoś odebrał życie swoim sąsiadom, dzieciom, kobietom, palił domostwa czy okradał z dobytku. Można udawać, że nic się nie stało wierząc, że zamilkły groby, a zgliszcza porosły zielskiem i chwastami, a świadkowie odchodzą. Nie można jednak żyć krzykiem sumienia, które każde zło wypomina i oskarża - mówił. - Gdy toczy się walka nikt nie zwraca uwagi na jej ofiary, a później częściej broni się dobrego samopoczucia katów niż prawdy i pamięci o zabitych, wypędzonych, skrzywdzonych. Opamiętanie i żal oprawców przychodzą zdecydowanie za późno dla ofiar, często po latach kłamstw - mówił.