W zajściach na ulicach niewielkiego miasta na Półwyspie Jork wzięło udział około 300 osób. Niszczyli sklepy, zdemolowali miejscową gospodę i zaatakowali posterunek policji. - Tłum wywołał rozruchy i poważnemu uszkodzeniu uległy zarówno policyjne wozy, jak i posterunek policji w Aurukun - powiedział sierżant Kim McCoomb. Dodał, że na miejsce sprowadzono posiłki. Zamieszki wybuchły po zatrzymaniu przez policję 22-letniego mężczyzny, który w areszcie rozchorował się i trafił do szpitala. W miejscowości pojawiły się pogłoski, że padł on ofiarą ataku funkcjonariuszy. Premier stanu Anna Bligh zapowiedziała szczegółowe śledztwo dotyczące tych oskarżeń. Jednocześnie zaznaczyła, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zamieszek. W ostatnim czasie w stanie Queensland panowała dość napięta sytuacja w związku ze sprawą śmierci w 2004 r. aborygena z Palm Island. O spowodowanie śmierci mężczyzny obwiniano policjanta, którego w ubiegłym miesiącu prokurator stanowy uwolnił z zarzutów. W Australii żyje ok. 460 tysięcy aborygenów. Większość z nich żyje na uboczu, mając ograniczony dostęp do rynku pracy, służby zdrowia czy szkolnictwa. Ta rdzenna ludność kontynentu stanowi jedynie 2,3 proc. liczącego 20 mln mieszkańców Związku Australijskiego. Wśród aborygenów dość powszechny jest problem alkoholizmu i przemocy domowej.