"Niedawne polecenia wydane rosyjskiemu rządowi przez prezydenta Władimira Putina ostatecznie i nieodwracalnie integrują Abchazję z obszarem gospodarczym Rosji" - ocenia gazeta. "Uzyskawszy możliwość otwartego przyjmowania rosyjskich inwestycji, budowania sanatoriów, otwierania filii rosyjskich banków i przyjmowania rosyjskich turystów, Abchazja już nigdy nie wróci do Gruzji" - dodaje "Kommiersant". W marcu Rosja zniosła wszelkie ograniczenia na kontakty z Abchazją, które nakładało porozumienie przyjęte przez kraje poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw w 1996 roku. Zakazywało ono relacji gospodarczych, handlowych, finansowych oraz połączeń transportowych z tą separatystyczną republiką. Natomiast w ubiegłą środę Putin wydał dekret, nakazujący rządowi Rosji nawiązanie kontaktów z władzami Abchazji i Osetii Południowej, a także podjęcie z nimi współpracy w sferach gospodarki, nauki, kultury, oświaty i informacji. Dekret ten oznacza, że Moskwa, nie uznając de iure niepodległości tych dwóch zbuntowanych prowincji Gruzji, de facto zamierza je traktować jak republiki i regiony Federacji Rosyjskiej. Kreml nie ukrywa, że zacieśnienie stosunków z Abchazją i Osetią Południową stanowi odpowiedź Rosji na uznanie przez Zachód niepodległości Kosowa, a także na plany włączenia Gruzji i Ukrainy do NATO. Zdaniem "Kommiersanta", "wielu gruzińskich polityków już zrozumiało, że Abchazja została utracona na zawsze". Jako przykład dziennik wymienia wpływową przewodniczącą parlamentu Gruzji Nino Burdżanadze, która kilka dni temu politycznie zerwała z Saakaszwilim. "Być jednym z przywódców państwa w momencie, gdy traci ono Abchazję, i dzielić z Saakaszwilim odpowiedzialność za tę narodową tragedię, Nino Burdżanadze nie chce" - podkreśla "Kommiersant". "Nie trzeba wyjaśniać, co czeka tę władzę, przy której Gruzini uświadomią sobie, że Suchumi na zawsze stało się dla nich zagranicą. Podniesie się taka fala narodowego gniewu, przy której +rewolucja róż+ okaże się spokojnym wystąpieniem" - wskazuje gazeta. Według "Kommiersanta", "właśnie na to liczy Kreml".