Obecnie eurodeputowany ma dwa pokoje z łazienką i tapczanem. Projekt przedstawiony przez bardzo wpływowego sekretarza generalnego PE oznacza konieczność zakupu kilku dodatkowych budynków w Brukseli. Miałam wgląd do tej propozycji i wniosek jest jeden: megalomańska euroadministracja oderwała się od rzeczywistości. Nie zauważyła, że jest kryzys i że wszystkie rządy tną budżety, a społeczeństwa całej Europy zaciskają pasa. Obecnie europarlament zajmuje powierzchnię ponad miliona metrów kwadratowych w trzech swoich siedzibach: Brukseli, Luksemburgu i Strasburgu. To jednak nie wystarcza, bo eurodeputowani (wspomagani przez wszechwładnego sekretarza generalnego, Klausa Welle) mają wyraźnie kompleks Kongresu Amerykańskiego. "Niech się Pani przyjrzy Kongresowi. My jesteśmy ubogimi dziećmi, w porównaniu z nimi" - próbowała przekonać mnie luksemburska deputowana Astrid Lulling. Jej zdaniem warunki pracy w PE wprost urągają podstawowym zasadom prawa pracy. Lulling jest przekonana, że jest tak źle, że sprawą warunków pracy w PE może się nawet zająć belgijska inspekcja pracy. Lulling uważa więc, że trzeba czym prędzej kupić nowe budynki, by nie dopuścić do tej kompromitacji. Parlament ma do dyspozycji 86 ml euro, które zwrócił mu rząd belgijski za inwestycje wykonane w Brukseli. Pieniądze muszą być wydane na inwestycje, ale można, jak proponuje eurodeputowana Lidia Geringer de Oedenberg, spłacić np. przebudowę budynku administracji w Luksemburgu (zamiast zaciągać pod tę inwestycję 33 mln euro nowego kredytu). Wyobrażam sobie, że są też inne pożyteczniejsze inwestycje niż trzeci pokój dla europosła. Są posłowie zadowoleni z przestrzeni, jaką mają do dyspozycji. "Mamy bardzo komfortowe warunki pracy, w porównaniu z posłami w Sejmie" - uważa eurodeputowana Lidia Geriner de Oedenberg i zapowiada, że w imieniu socjalistów będzie głosować przeciwko projektowi. Wielu posłów, także z Polski, przyznaje jednak prywatnie, że jeszcze jedno pomieszczenie by się przydało. Mało kto ma jednak odwagę powiedzieć to do mikrofonu. Posłowie zdają sobie sprawę, że w dobie kryzysu byłoby to bardzo niepopularne. "Widziałbym potrzebę takiej dodatkowej przestrzeni, ale niekoniecznie musiałby to być dodatkowy pokój" - mówi mi europoseł Bogusław Sonik. Przyznaje, że czasami jest mu ciasno, bo zatrudnia kilku asystentów i przyjmuje - stażystów. Projekt zakupu dodatkowych pomieszczeń ma także bardzo wielu cichych zwolenników. Sprawa wydaje się już przesądzona. Z dokumentów wynika, że megalomańscy urzędnicy mają już na oku konkretne budynki. A szef PE Jerzy Buzek dyplomatycznie milczy, ogólnikowo zapewniając o konieczności oszczędzania. Katarzyna Szymańska-Borginon