W wywiadzie dla telewizji NDTV szef indyjskiej dyplomacji oświadczył, że władze powinny wysłuchać głosów protestu, a nie sprzeciwiać się im, jak to bywało w przeszłości. "Powinniśmy traktować protesty jako integralną część naszego zaangażowania w proces demokracji. Protesty obywateli nie mogą nas irytować (...), wręcz przeciwnie, powinniśmy być uwrażliwieni na oburzenie obywateli. (...) Coś strasznego dzieje się w naszym społeczeństwie. Powinniśmy to przeanalizować, zbadać i upublicznić" - dodał minister. Pięciolatka z biednej dzielnicy na przedmieściach Delhi została porwana 15 kwietnia przez napastnika, który miał ją więzić przez ok. 40 godzin w mieszkaniu w bloku, w którym mieszkali jej rodzice. W tym czasie gwałcił ją i torturował. 17 kwietnia płaczącą dziewczynkę usłyszeli i znaleźli sąsiedzi; dziecko trafiło do szpitala. Sprawa ta wywołała w Indiach falę oburzenia i protestów, kolejną w ostatnich miesiącach, kiedy media ujawniają coraz to nowe przypadki brutalnych napaści seksualnych. Po nagłośnieniu tych ataków w kraju, gdzie tradycyjnie dominują mężczyźni, zaczęto krytykować sposób, w jaki traktowane są kobiety. Zaostrzono kary za napaści seksualne i inne przestępstwa przeciwko kobietom, np. handel nimi czy atakowanie ich kwasem. Utworzono też sieć specjalnych sądów zajmujących się wyłącznie przypadkami przemocy seksualnej.