Przez dzielnicę Kreuzberg w zachodniej części Berlina przeszło ponad 8 tys. osób. Uczestnicy pochodu rzucali w policjantów butelkami, odpalali race i świece dymne, a także rzucali w tłum petardy - podały niemieckie media. Niektórzy demonstranci mieli zasłonięte twarze. Policja użyła gazu pieprzowego przeciwko osobom, które zaatakowały funkcjonariuszy drzewcami od transparentów. Kilku policjantów odniosło obrażenia. Agencja dpa pisze o "panującej chwilami agresywnej atmosferze". Organizatorzy "Rewolucyjnego Pierwszego Maja" nie zgłosili wcześniej demonstracji. Pomimo to władze stolicy Niemiec nie zakazały pochodu. Media podały, że demonstranci zaatakowali polityka SPD i deputowanego do regionalnego parlamentu Berlina, Toma Schreibera. Socjaldemokrata nie odniósł obrażeń. Kandt powiedział, że pomimo przepychanek jest zadowolony z przebiegu manifestacji. Taktyka policji, polegająca na deeskalacji wydarzeń i unikania prowokacji, "zdała egzamin" - ocenił szef policji w Berlinie. Porządku w Berlinie strzegło niemal 5,5 tys. policjantów. W organizowanym przez władze miasta festynie "Mayday" uczestniczyło 200 tys. osób. Przez cały dzień na Kreuzbergu odbywały się koncerty i konkursy. Środowiska skrajnie lewicowe nawiązują swoim pochodem do wydarzeń sprzed 30 lat. 1 maja 1987 roku na Kreuzbergu w Berlinie Zachodnim doszło do zamieszek i starć z policją. Tłum splądrował 36 sklepów, w tym supermarket Bolle, który następnie podpalono. Straty oszacowano na 15 mln marek. Podczas trwających do rana zajść obrażenia odniosło 196 policjantów i czterech strażaków. Zniszczono bądź uszkodzono około 100 pojazdów policyjnych, strażackich i pogotowia ratunkowego. Z Berlina Jacek Lepiarz