W rocznicę tragicznego wydarzenia w całym kraju odbywają się uroczystości upamiętniające postać doktora Kinga, z udziałem m.in. ubiegających się o prezydenturę Hillary Clinton i Johna McCaina. W słynnym przemówieniu na waszyngtońskim Mallu "I Have a Dream" ("Mam sen" lub "marzenie") w sierpniu 1963 roku King roztoczył przed Amerykanami wizję społeczeństwa integracji i harmonii rasowej. W 1964 roku otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. King głosił hasło walki metodami pokojowymi, bez użycia przemocy, w odróżnieniu od radykalnego nurtu ruchu walki Murzynów o równouprawnienie, reprezentowanego przez Malcolma X i innych liderów. Marsze pokojowe, demonstracje i strajki zaowocowały w połowie lat 60. zniesieniem segregacji rasowej na Południu (tzw. praw Jima Crow) i uchwaleniem przez Kongres ustaw gwarantujących czarnym pełnię praw obywatelskich. Do zabójstwa Kinga przyznał się James Earl Ray, zwolennik rasistowskich teorii o supremacji białych. Aresztowano go w Wielkiej Brytanii, dokąd zbiegł po zamachu. W wyniku ugody z prokuraturą przyznał się do winy, dzięki czemu uniknął kary śmierci. Skazano go na 99 lat więzienia. Ray odwołał jednak potem swoje zeznania i twierdził, że jest niewinny. Według niego prawdziwym mordercą albo organizatorem zamachu był niejaki "Raoul". W 1997 roku spotkał się w więzieniu z synem Kinga, któremu powiedział, że nie zabił jego ojca. Rodzina Kinga z wdową po nim Corettą oświadczyła, że wierzy Rayowi i że należy przeprowadzić ponowne śledztwo w celu znalezienia prawdziwych sprawców. Kingowie utrzymywali, że za zamachem krył się szerszy spisek, w którym brało udział FBI i policja stanu Memphis. Rodzinie Kinga i innym zwolennikom teorii spisku nie udało się jednak udowodnić, że mieli rację. Nie stwierdzono, kim był tajemniczy "Raoul" - według Raya latynoski imigrant związany z mafią. Wkrótce po rozmowie z synem Kinga Ray zmarł w więzieniu na raka. Od kilku lat nie żyje także Coretta King.