Manifestanci domagają się ustąpienia gabinetu i rozpisania przedterminowych wyborów, zapowiadając kontynuowanie akcji protestu do skutku. Rząd wysłał na ulice Bangkoku około sześciu tysięcy żołnierzy i ponad dwa tysiące policjantów, mających czuwać nad spokojnym przebiegiem manifestacji. Większość protestujących to zwolennicy byłego premiera Tajlandii Thaksina Shinawatry. Tzw. czerwone koszule - jak tradycyjne ubranych jest większość manifestantów - chcą odejścia pełniącego od trzech miesięcy urząd premiera Abhisita Vejjajivy, któremu zarzucają, iż bezprawnie objął stanowisko. - Dziś naszym jedynym celem jest doprowadzenie do odejścia obecnego rządu - mówił tuż przed rozpoczęciem demonstracji przywódca ruchu "czerwonych koszul" Jatuporn Prompan. 44-letni Abhisit, lider wcześniej opozycyjnej Partii Demokratycznej, został premierem w wyniku grudniowych wyborów, przeprowadzonych po wyroku tajlandzkiego Trybunału Konstytucyjnego, który rozwiązał za oszustwa wyborcze trzy ugrupowania, w tym największą Partię Władzy Ludu; pochodzący z nich ministrowie musieli ustąpić ze stanowisk. Do zmian na tajlandzkiej scenie politycznej w grudniu zeszłego roku doszło pod presją "żółtych koszul" - przeciwników Thaksina, którzy m.in. zablokowali na wiele dni międzynarodowe lotniska w Bangkoku. Oskarżany przez rojalistów o korupcję i nepotyzm Thaksin - były potentat telekomunikacyjny - został odsunięty od władzy w wyniku zamachu stanu w 2006 roku. Przebywa na emigracji.