Zaczynało się prawie zawsze tak samo. "Nie znasz mnie i zapewne zadajesz sobie pytanie, dlaczego wysyłam ci tego maila. Jestem hakerem, który włamał się do twojego urządzenia..." Tak była mniej więcej formuła, którą 21-latek starał się wywołać u odbiorcy pierwszy, mrożący efekt. Cel: przekonanie, że rzeczywiście dysponuje kompromitującymi informacjami na temat życia intymnego. Skala, o której dzisiaj mówią śledczy jest niespotykana. Jak twierdzą, młody Francuz, poszukiwany w pewnym momencie w całej Europie, chciał w ten sposób wyłudzić pieniądze od milionów osób. W wielu przypadkach rzeczywiście mu się udało. Już pierwszy bilans może robić wrażenie, a wiele wskazuje, że to dopiero początek całej sprawy. Na razie skargę złożyło oficjalnie 1900 osób, wiadomo, że setki z nich zapłaciły piratowi (nieoficjalnie chodzi o łączną sumę ok. miliona euro), określanemu przez specjalny zespół służb "małym geniuszem informatycznym". 28 tysięcy szantażowanych zgłosiło się również na specjalny adres mailowy utworzony we Francji pod egidą tamtejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (cyber-chantage@interieur.gouv.fr). "Le Parisien" pisze jednak, że to może być tylko wierzchołek góry lodowej, ponieważ Francuz miał w sumie wysłać... 20 milionów maili. Czasami szantaż szedł nawet nieco dalej. "Widzę, że masz szczególny gust" - maile takiej treści, sugerujące skłonności pedopornograficzne, też miały się pojawiać. Chociaż, według nieoficjalnych informacji, 21-latek dodawał również, jeśli szantaż się powiedzie: "Obiecuję, że nie będę już zawracał głowy. Taki jest kodeks honorowy hakera". Odbiorcy byli wszelkiego rodzaju, z każdej grupy społecznej, dostawali na maile prywatne i służbowe. Dzisiaj wiadomo, że sprawa zaczęła się w styczniu tego roku. Pod koniec czerwca zostało wszczęte śledztwo przez specjalną sekcję paryskiej prokuratury, zajmującą się cyberprzemocą. Z czasem okazało się, że 21-latek miał pomocnika, który miał zajmować się przygotowywaniem konkretnych maili dostosowanych do odbiorcy. Po kilku miesiącach młody Francuz, śledzony w całej Europie - bo miał przebywać również w Polsce, na Ukrainie oraz w krajach bałtyckich - nie wytrzymał presji i sam zgłosił się na policję, twierdząc rzekomo, że nie chce ciągle się ukrywać. RP