Co piąty spośród wypuszczonych z amerykańskiego więzienia dla domniemanych terrorystów w bazie wojskowej na Kubie dopuszcza się recydywy, lub jest o to podejrzewany. W kwietniu 2009 r. Pentagon oceniał ten odsetek na 14 proc., a w grudniu 2008 r. na 11 proc. Rzecznik prasowy Pentagonu Geoff Morrell nie potwierdził najnowszej liczby, przyznał jednak, że wzrostowy "trend się nie odwrócił". Informacje te są zgodne z doniesieniami mediów, jakoby byli więźniowie Guantanamo pełnili kierownicze funkcje w Al-Kaidzie na Półwyspie Arabskim. To działające w Jemenie ugrupowanie terrorystyczne wzięło na siebie odpowiedzialność za nieudaną próbę zamachu bombowego na samolot linii Northwest 25 grudnia ub.r. Tuż po inauguracji na prezydenta USA w styczniu 2009 r. Barack Obama zapowiedział, że do 22 stycznia br. zamknie kontrowersyjne więzienie dla podejrzanych o terroryzm w amerykańskiej bazie wojskowej Guantanamo na Kubie. Obecnie jednak przyznaje, że terminu tego nie uda się dotrzymać. W Guantanamo, gdzie w szczytowym momencie osadzonych było 750 podejrzanych o terroryzm, pozostało obecnie 198 więźniów. Część z nich nie może zostać zwolniona, bowiem istnieją dowody na ich zaangażowanie w działalność terrorystyczną lub też z innych powodów uważani są za niebezpiecznych. Administracja Obamy planuje przenieść ich do przygotowywanego w tym celu więzienia w stanie Illinois, aby postawić ich przed sądem. Nie wiadomo jednak, czy Kongres wyasygnuje niezbędne na ten transfer środki. - Gdy Kongres wróci do pracy po przerwie, administracja z pewnością będzie agresywnie zabiegała o uzyskanie od niego zarówno środków, jak i pozwolenia na rozpoczęcie tego procesu - powiedział Morrell. Tych osadzonych, wobec których nie znaleziono dowodów na działalność terrorystyczną, administracja USA wypuszczała dotąd na wolność w ich rodzimych krajach lub - jeśli powrót był dla nich niebezpieczny - w innych państwach, które zgodziły się ich przyjąć. Nie jest jasne, jak Waszyngton będzie postępował wobec pozostałych w Guantanamo więźniów, którzy kwalifikują się do uwolnienia. Niemal połowa z nich pochodzi bowiem z Jemenu, tymczasem Biały Dom zapowiedział we wtorek, że transfery byłych aresztantów do tego kraju zostają zawieszone.