Złodzieje codziennie czyhają na ofiary przed bankami, centrami handlowymi i kasynami. Typują je po samochodach, kosztownej biżuterii czy odzieży. - Jeżeli garnitur i buty człowieka kosztują kilka tysięcy euro, to niewątpliwie ma on w domu kilkakrotnie więcej w gotówce - powiedział dziennikowi "24 czasa" funkcjonariusz z wydziału ds. kradzieży policji kryminalnej. Według nieoficjalnej statystyki policyjnej od kilku miesięcy co tydzień dokonuje się przeciętnie sześciu kradzieży sum od 25 do 100 tys. euro z sejfów w prywatnych domach. W ciągu ośmiu miesięcy bułgarscy kasiarze dokonali 186 włamań. W dużych miastach liczba takich kradzieży od początku 2009 r. zwiększyła się o 200 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. W całym kraju tych przestępstw jest średnio o 25 proc. więcej niż w 2008 r. Niechlubny rekord w tym roku pobił Plewen w północnej części kraju. W minionym roku obrabowano tam jeden sejf, a w tym - 12. Bandyci najbardziej wzbogacili się na włamaniu do domu mieszkającej w Sofii Finki o rosyjskich korzeniach. Łupem padło 300 tys. euro i biżuteria wartości 45 tys. euro. - Jest wprost zadziwiające, jak niefrasobliwie ludzie trzymają takie pieniądze i kosztowności w domu - komentuje jeden z policjantów. Dodaje, że włamywacze zawsze są o kilka kroków przed policją i mają doskonały sprzęt, którym neutralizują nawet najnowocześniejsze instalacje alarmowe. - Doskonałego sejfu nie ma - podsumowuje. Gangów najzręczniejszych kasiarzy jest 10. Ich członkowie mają od 25 do 45 lat i są bardzo dobrze przygotowani technicznie. Nierzadko są dyplomowanymi inżynierami. Środowisko jest bardzo zamknięte i policji dotychczas nie udało się wprowadzić swojego człowieka lub zwerbować kasiarza. Przestępcy za udaną uważają operację, w której zagarniają co najmniej 50 tys. euro. Około połowy łupu gangi inwestują w sprzęt. Używają sprzętu wojskowego, tzw. szerszeni, czyli urządzeń do zagłuszania fal radiowych, produkowanych przez bułgarskie zakłady wojskowe i dostępnych w internecie. Policja często w ogóle nie dowiaduje się o włamaniach, a jeśli już, to nie o wysokości skradzionej sumy. Przechowywane w domu pieniądze rzadko pochodzą z legalnej działalności. Niedawno kradzieży dokonano w domu byłego wicepremiera z lat 90. Według policji łupem złodziei padło 180 tys. euro i sporo drogiej biżuterii. Sam pokrzywdzony twierdził, że w sejfie były "tylko pamiątki rodzinne" i żadnych pieniędzy. Jednocześnie mnożą się włamania do sejfów bankowych. Gangsterzy dobierali się do kas pancernych przez dziury w ścianach, piwnice sąsiednich domów, a ostatnio "wyłowili" worki z pieniędzmi wędkami przez instalację klimatyzacyjną. Bandyci czują, że są poza prawem, ponieważ na razie nie ma ani jednego wyroku skazującego za napad na bank - konkluduje dziennik "Sega".