To, na ilu jeszcze posiedzeniach na Wiejskiej będą musieli się pokazać nowi europarlamentarzyści, zależy teraz od drukarzy. Za moment w pełni oficjalnego wyboru do Parlamentu Europejskiego uznaje się ten, w którym nazwiska wyjeżdżających do Brukseli i Strasburga szczęśliwców pojawią się w Dzienniku Ustaw. Ten zostanie zapewne wydrukowany lada dzień, a ponieważ następne posiedzenie Sejmu planowane jest dopiero na końcówkę przyszłego tygodnia, to najpewniej Ziobro, Olejczniczak i inni, jeśli przyjadą na Wiejską, to po to, by się spakować. W tym czasie będzie też trwało werbowanie ich następców. Teoretycznie operacja jest prosta, bo na miejsce tracącego mandat automatycznie wchodzi następna osoba z listy. Zdarzało się już jednak, że tego następcę trudno było namaścić, ponieważ wszyscy, którym mandat proponowano, odmawiali i trzeba było szukać kolejnych. Nawet same partie mają problem z ustaleniem, kto wejdzie na miejsce posłów, którzy odejdą do Parlamentu Europejskiego. Borkowski za Kalinowskiego, Kurszewska za Nitrasa, Pawłowski za Olejniczaka. Najwięcej nowych twarzy do Sejmu wprowadzi PiS, bo też najwięcej znanych i rozpoznawalnych rzucono tam na listy do europarlamentu. Zbigniewa Ziobrę zastąpi Zbysław Owczarski z Miechowa. Ziobro był pewniakiem, więc jego następca już kilka tygodni temu sprawdzał swój wynik wyborczy. Drugi raz, w ten sam sposób, taki rezerwowy mandat zdobyła Daniela Chrabkiewicz z Pomorza. Teraz pani doktor zastąpi Jacka Kurskiego. Na tych przetasowaniach w sejmowych ławach zyskuje PiS. Dostanie od Platformy jeden mandat, bo do Brukseli jako polityk PO pojechał Paweł Zalewski. Do Sejmu wszedł jednak z listy PiS.