17-latek nie chciał iść do szkoły. Wysyłał policji alarmy bombowe
Bułgaria tuż przed wyborami boryka się z atakami hakerskimi i alarmami bombowymi. Jak się okazuje, za większością doniesień o bombach stoi 17-letni uczeń. Chłopiec powiedział, że "zainspirowały go" poprzednie doniesienia o atakach hakerskich. Komisarz wydziału do walki z cyberprzestępstwami uspokaja, że nie ma się czego bać.
W niedzielę w Bułgarii mają odbyć się wybory parlamentarne. Jednak od poniedziałku służby zmagają się z atakiem hakerów. Specjalna komisja, która współpracowała z amerykańskimi i brytyjskimi służbam,i stwierdziła, że były to hakerskie ataki Rosjan. Maile, które dostawali podpisane były rzekomo nazwiskiem Jegor Sinyanski. O podobnych mailach donosiła też policja Bośni i Hercegowiny. Z kolei od środy policja do spraw walki z przestępczością zorganizowaną borykała się z informacjami o bombach podłożonych w szkołach.
Okazało się, że za informacjami o bombach stał 17-letni chłopak. Uczeń igrał z policją, ponieważ nie chciał iść do szkoły. W związku z alarmami większość szkół została zamknięta na minimum 24 godziny. Policja otrzymała komunikat w różnych miastach m.in. Sofii, Warnie, Burgas. Chłopak wykorzystał zamieszanie związane z wyborami i wcześniejszymi atakami hakerów.
17-latek nie był jedyny. Komunikatów o rzekomych bombach było kilkaset. Uczniowie szkół przyznali się do rozsyłania informacji. Jednak za większość alarmów odpowiadała ta sama osoba. Chłopiec został zatrzymany.
Szef wydziału do walki z cyberprzestępstwami - komisarz Władimir Dymitrow - powiedział w wywiadzie radiowym, że nie było realnego zagrożenia, a niedzielne wybory nie są zagrożone. Chociaż cała policja została postawiona na nogi, sprawdzane są lokale wyborcze, które będą objęte całodobową ochroną.