Do przeprowadzenia szturmu przyznali się talibowie. Napastnicy użyli samochodu-pułapki do wysadzenia bramy więzienia, umożliwiając ucieczkę większości z ok. 1000 osadzonych. Wśród nich było ok. 400 talibów. Jak dotąd nie odnaleziono żadnego ze zbiegłych - powiadomił wiceminister sprawiedliwości Mohammad Kasim Haszimzaj. Wcześniej informowano, że w więzieniu znajdowało się ok. 1150 osadzonych. Ahmad Wali Karzaj, który przewodzi radzie prowincji Kandahar i jest jednym z braci afgańskiego prezydenta, zastrzegł, że zabitych podczas ataku może być więcej. Jak dodał, "według ostatnich informacji" kilkuset więźniów zostało w placówce. Wcześniejsze doniesienia mówiły o ucieczce niemal wszystkich osadzonych. Wszczęto śledztwo mające ustalić, czy w atak byli zamieszani jacyś przedstawiciele władz. Piątkowy szturm był jednym z najbardziej spektakularnych, jakie talibowie przeprowadzili w ostatnim czasie. Zamachowiec-samobójca w samochodzie wysadził główną bramę, po czym zbrojne komando ostrzelało strażników z broni palnej i wyrzutni rakiet. Prowincja Kandahar jest matecznikiem zbrojnej aktywności talibów.