Zamach polegać miał na wysadzeniu w powietrze rury, która doprowadzała paliwo do samolotu stojącego na JFK oraz cystern, które dowoziły paliwo do samolotów. Międzynarodowy port lotniczy JFK jest jednym z największych amerykańskich lotnisk. To miejsce, w którym ląduje większość przybyszów do USA. Zamchu miała dokonać siatka islamskich ekstremistów pochodzących z basenu morza Karaibskiego. W serii wybuchów miało ulec zniszczeniu całe lotnisko. Zamach miał sprawić, że "zamachy z 11 września byłyby niczym". Zamachu mieli dokonać między innymi emerytowany pracownik cargo lotniska i były parlamentarzysta Gujany. Grupa była powiązana z organizacją Jamaat al Muslimeen, stowarzyszającą czarnych muzułmanów, którzy w 1990 roku, podczas nieudanej próby zamachu stanu, porwali premiera Trynidadu i Tobago i przetrzymywali go przez pięć dni. Roslynn Mauskopf, prokurator federalny w Brooklynie, nazwała całą sytuację "najbardziej przerażającym planem, jaki można sobie wyobrazić". Eksperci jednak wątpią, żeby plan, zasadzający się na wywołaniu reakcji łańcuchowej doprowadził do wysadzenia w powietrze całego lotniska. Jeśli jednak zamach udałby się, i lotnisko zostałoby zniszczone, sparaliżowałby to na jakiś czas gospodarkę USA.