Andriej - kierowca przyjechał do 1,5 milionowego Charkowa ze Stachanowa z rodziną. Jak podkreśla, obawiał się o siebie i o najbliższych. - Czasem tam dzwonię. Miastem rządzą jacyś Rosjanie czy kozacy. Nie wiem, kiedy tam wrócę - podkreśla. W Charkowie na razie zatrzymał się u znajomych. Z czterystu tysięcy uchodźców, którzy uciekli z Donbasu, nawet jedna czwarta mogła osiedlić się w Charkowie. - Uchodźców można podzielić na trzy grupy - mówi Aleksander Fisun, szef katedry politologii na Charkowskim Uniwersytecie. - Są to przedsiębiorcy, którzy obawiali się szerzącego się tam bandytyzmu, ludzie o zdecydowanej pozycji pro-ukraińskiej, ale też studenci, których uczelnie po prostu nie działają - dodaje. Politolog podkreśla, że socjalnych i najtańszych mieszkań do wynajęcia już nie ma. Są też problemy ze znalezieniem pracy. Wskazuje również na inny aspekt - z terytoriów opanowanych przez separatystów w dużej części przyjechali ludzie rzutcy i przedsiębiorczy. To spory plus dla Charkowa.