Więzienie mieści się na terenie amerykańskiej bazy Guantanamo, na południowo-wschodnim krańcu Kuby. Powstało z inicjatywy ówczesnego prezydenta USA George'a W. Busha jako miejsce, w którym tymczasowo mieli być przetrzymywani terroryści pojmani w ramach ogłoszonej przez USA "wojny z terroryzmem". Pierwsi więźniowie, którzy trafili tam 11 stycznia 2002 roku, krótko po rozpoczęciu wojny z talibami w Afganistanie, byli przetrzymywani pod gołym niebem w klatkach i przesłuchiwani w drewnianych szopach. Świat obiegły nagrania, na których osadzeni w charakterystycznych pomarańczowych kombinezonach, zakuci w kajdanki i w pozycji klęczącej, trzymani są na muszce przez strażników. Z czasem na miejscu prowizorycznych konstrukcji stanął nowoczesny kompleks budynków, a większość więźniów umieszczono w celach z dostępem do gier czy telewizji kablowej - pisze agencja AP. Stopniowo liczba osadzonych malała. Już za rządów prezydenta Busha administracja uwolniła lub przetransferowała do innych krajów ponad 530 więźniów. Wskazywano, że zła reputacja Guantanamo odbija się negatywnie na wizerunku samych Stanów Zjednoczonych. Na przestrzeni ostatnich lat ok. 600 więźniów zostało przetransportowanych do zaprzyjaźnionych państw, m.in. w Europie. Z danych Pentagonu wynika, że pod koniec 2011 roku w Guantanamo przebywało 171 więźniów z ponad 20 krajów. Wśród osadzonych są osoby z zarzutami zbrodni wojennych (m.in. jeden z organizatorów zamachów na World Trade Center, Chalid Szejk Mohammed), osoby bez zarzutów, które nie mogą wrócić do swych krajów, bo grozi im tam prześladowanie, oraz osoby, które rząd USA uznał za niebezpieczne, ale nie ma wystarczających dowodów, by postawić im zarzuty. Guantanamo szybko okryło się złą sławą jako miejsce, w którym wobec osadzonych stosuje się niezwykle brutalne metody przesłuchania, m.in. pozbawiając ich snu lub światła, skazując na długotrwałe odosobnienie, szczując psami czy stosując tzw. waterboarding, czyli symulowane podtapianie. Dzięki stworzeniu przez rząd USA specjalnej kategorii wrogich bojowników (enemy combatants) więźniowie mogli być przetrzymywani w Guantanamo bez decyzji sądu i bez postawienia zarzutów przez nieograniczony czas. Nie miał zastosowania także zakaz stosowania tortur, obowiązujący wobec jeńców wojennych na mocy konwencji genewskiej. Mimo wielokrotnych apeli obrońców praw człowieka i licznych instytucji - w tym ONZ, Czerwonego Krzyża, Human Rights Watch, Amnesty International, Rady Europy czy Parlamentu Europejskiego - nic nie zapowiada, by Guantanamo miało zostać zamknięte, choć zapowiadał to w kampanii wyborczej obecny prezydent Barack Obama. Jedną z głównych przeszkód w realizacji tej obietnicy jest zdecydowany sprzeciw Kongresu USA. Jego członkowie już kilkakrotnie nie zgodzili się na wykorzystanie środków z państwowego budżetu na zamknięcie Guantanamo i stworzenie zastępczych więzień w USA. Oznacza to, że więźniowie nie będą sądzeni przed sądem cywilnym, a jedynie - tak jak dotąd - przed trybunałem wojskowym na terenie bazy. Wcześniej Kongres sprzeciwił się uwalnianiu osadzonych z obawy, że część z nich ponownie zasili szeregi talibskich bojowników lub Al-Kaidy. Wprowadzono wymóg, by w przypadku każdego więźnia kwalifikującego się do uwolnienia Pentagon zaświadczał, że nie stanowi on już zagrożenia. Jak podkreśla AP, udzielenie podobnej gwarancji jest w praktyce niemożliwe. Obrońcy praw człowieka oraz prawnicy osadzonych w Guantanamo alarmują, że za rządów Obamy sytuacja uległa wręcz pogorszeniu. Wskazuje się tu przede wszystkim na ustawę National Defence Authorization Act, którą prezydent podpisał na początku tego roku. Jak podkreśla agencja AP, znalazł się w niej zapis, który dopuszcza bezterminowe przetrzymywanie w więzieniu bez procesu. "Teraz Guantanamo pozostanie na zawsze wpisane w nasze prawo" - zaznacza Andrea Prasow z Human Rights Watch.