Akcja terrorystów rozpoczęła się dokładnie o godz. 21; w teatrze właśnie skończył się antrakt. Część napastników siedziała przed budynkiem w 3 mikrobusach, a część udawała widzów. Właśnie jeden z tych, który siedział wśród publiczności, dał znak terrorystom, czekającym na parkingu, że zaczął się II akt. Terroryści pustymi korytarzami dotarli do bocznego wejścia. Jeden z dowódców oddziału skoczył na scenę. - Nagle na scenę wszedł człowiek w panterce i z automatem. Na początku nawet nie zrozumieliśmy o co chodzi, chwilę później rozległy się strzały - wspomina Mark Podleśny, jeden z aktorów musicalu. Terroryści błyskawicznie opanowali panikę na widowni i ogłosili swoje żądania. - Potrzebujemy Putina, chcemy, żeby Putin nas usłyszał i zakończył wojnę w Czeczenii. Nie mamy siły dalej walczyć, ale nie widzimy innego sposobu, jak rozwiązać ten węzeł - tak o żądaniach terrorystów opowiada po roku jeden z zakładników, Siergiej Łobiankow. Grozili, że jeśli dojdzie do szturmu, wysadzą się w powietrze razem z zakładnikami. Na widowni znajdowały się 2 bomby robione domowym sposobem z pocisków artyleryjskich. Każda z kilkunastu terrorystek miała na sobie 2-kg ładunek wybuchowy. Podczas odbijania zakładników zginęło 130 osób. Większość - jeszcze podczas szturmu. Służby specjalne użyły silnie działającego gazu usypiającego. Ponieważ akcja ratunkowa była fatalnie zorganizowana, wielu osobom nie udało się pomóc. Dziś w księgarniach ukazuje się książka moskiewskiego korespondenta RMF Andrzeja Zauchy o wydarzeniach na Dubrowce - "Moskwa. Nord Ost". Więcej na ten temat w specjalnym serwisie INTERIA.PL "Moskwa: Dramat w teatrze"